niedziela, 1 czerwca 2014

Rozdział 25


Naprawdę bardzo bym chciała, żeby każdy kto czyta napisał komentarz. Po prostu nie wiem czy jest sens dalej publikować rozdziały na blogspocie.

- Jesteś co do tego pewna? - Harry zadał mi to pytanie już po raz tysięczny tego dnia. I chodź wcale nie byłam pewna, przytaknęłam. Nie mogłam zrezygnować teraz, kiedy staliśmy po drugiej stronie ulicy i mieliśmy doskonały widok na kawiarnię w której miało odbyć się spotkanie. - Pamiętaj, że gdyby cokolwiek się działo masz...
- Zadzwonić, lub uciec z krzykiem, bo ty cały czas tu będziesz. - wyrecytowałam marnie naśladując jego głos, czym wywołałam u niego śmiech.
- Grzeczna dziewczynka. - mruknął, całując mnie w czoło. - Dasz sobie radę.
- No pewnie, że dam. - uśmiechnęłam się. - Przecież mnie nie zje. Poza tym, będzie tam masa ludzi. I ty jesteś cały czas na widoku.
- O o się akurat nie martwię. - mruknął. - Nie chce po prostu, żeby powiedział ci coś niemiłego. Co mogłoby sprawić ci przykrość.
- Cokolwiek by nie zrobił, nie przejmuje się tym. - zapewniłam, chodź wcale nie byłam tego taka pewna. Nachyliłam się w jego stronę, składając pocałunek na jego ustach żeby zakończyć tą konwersacje, póki jeszcze się nie rozmyśliłam, no i może po części dlatego, że miałam na to ochotę. Jak zawsze zaczęło się niewinnie. Delikatne pocałunki, zmieniły się w jeden długi. Zaplotłam ręce na jego szyi, bawiąc się małymi loczkami. Skrzynia biegów wbijała mi się w brzuch, ale smak pulchnych ust Harry'ego skutecznie odwrócił od tego uwagę. Uśmiechnęłam się, kiedy jedna z jego rąk połaskotała mój brzuch.
- Powinnaś iść,póki jeszcze nie zawróciłem. - mruknął, opierając swoje czoło o moje.
- Skoro nalegasz. - zaśmiałam się, ostatni raz cmokając go w policzek i wyszłam z auta, kierując sie w stronę kawiarni.



Pomalowanym na zielono paznokciem, stukałam o blat stolika w kawiarni. Nerwowo rozglądałam się na boki w poszukiwaniu czegoś na czym dłużej mogłabym skupić swoje myśli. Harry przywiózł mnie na miejsce spotkania znacznie wcześniej niż planowana godzina. On również od rana był spięty i widocznie chciał mieć to wszystko za sobą. I wcale mu się nie dziwię, bo i tak wykazał się niesamowita wyrozumiałością. Gdyby on miał się właśnie spotkać z jedną ze swoich byłych, prawdopodobnie przekłułabym go do kaloryfera w piwnicy.
Jeszcze raz przyjrzałam się jednemu z wielu obrazów wiszących na czerwonej ścianie. Nie mam pojęcia co na nim było. Obstawiałam fokę wyrzuconą na brzeg, pytanie tylko dlaczego była różowa. Przekręciłam głowę, aby zobaczyć czy zmiana perspektywy coś. Nie. To w dalszym ciągu wygląda jak różowa foka wyrzucona na brzeg. Zmarszczyłam nos, odwracając wzrok i skupiając się tym razem na wielkiej fotografii. Ta z kolei przedstawiała dwa lwy, rozszarpujące jakieś inne, mniejsze zwierzątko. Prychnęłam zdegustowana, sprawdzając godzinę na czarnym zegarze wiszącym nad ladą. Charlie powinien być tu lada moment. Nie mogłam się doczekać, głównie dlatego, że miałam dość tego dziwnego miejsca. Nie mam pojęcia co kierowało tym kolesiem, że zaproponował spotkanie właśnie w takim lokalu.
Kelnerka przyniosła wcześniej zamówioną wodę, dokładnie w momencie kiedy po pomieszczeniu rozniósł się dźwięk małego, złotego dzwoneczka wiszącego nad drzwiami. Obróciłam się w stronę wejścia do kawiarni i z nerwów przygryzłam wargę prawie do krwi. W moim kierunku szedł właśnie wysoki brunet w czarnym garniturze i niebieskim krawacie. Na jego ustach jak zawsze widniał czarujący uśmiech, a w oczach błyszczała pewność siebie. Nie zmienił się ani trochę od naszego ostatniego spotkania. Kiedy był zaledwie kilka kroków ode mnie, wstała ze swojego miejsca. Wyciągnęłam dłoń, on jednak kompletnie ją zignorował i przyciągnął mnie do mocnego uścisku, przy okazji całując mój policzek. Kiedyś taki gest prawdopodobnie wywołałby w moim organizmie dziwne reakcje, jak dreszcze czy skurcze żołądka. Teraz jednak, sprawił, że poczułam się niekomfortowo. Jego dotyk był niczym w porównaniu z dotykiem Harry'ego. Właśnie!  Kątem oka wyjrzałam przez okno, gdzie w samochodzie siedział Harry. Już z daleka mogłam zobaczyć, że ten rodzaj przywitania nie przypadł mu do gustu ani trochę. Szubko więc odsunęłam się od mojego byłego narzeczonego, stając w odpowiedniej odległości.
- Cześć, dawno się nie widzieliśmy. - wielki uśmiech na jego twarzy, wprawił mnie w zakłopotanie. Miałam ochotę uderzyć go w twarz, przypominając przy okazji dlaczego nie widzieliśmy się tyle czasu. Zamiast tego przytaknęłam powoli, zajmując swoje poprzednie miejsce. Charlie niezrażony moją postawą usadowił się naprzeciwko mnie i z radością chwycił jedną z kart, przeglądając ją. - Na co masz ochotę?
"Na wyjście stąd w tym momencie." - pomyślałam, upijając łyk wody.
- Ja już zamówiłam. - wyjaśniłam, najmilszym głosem na jaki w tej chwili było mnie stać.
- Tylko woda? - zapytał, marszcząc brwi. - Myślałem raczej o jakiejś kawie. - przyznał. - I może ciastku? O tak! Zjedzmy po kawałku sernika, na tym obrazku wygląda całkiem apetycznie, więc może....
- Nie po to się tu spotkaliśmy. - przerwałam, może nieco za ostro. - Chciałeś o czymś porozmawiać, więc proszę mów.
Brunet spokojnie zamknął kartę, przyglądając mi się z uwagą. Zaplótł swoje palce na stoliku przed sobą, po czym westchnął ciężko.
- Nie tak wyobrażałem sobie tą rozmowę. - przyznał, zamykając na chwilę oczy.
- A czego się spodziewałeś? - warknęłam, nachylając się w jego kierunku. - Że rzucę ci się w ramiona, prosząc o przyjęcie mnie z powrotem? Czy może, że ucieszę się na twój widok? Że powiem ci jak bardzo sobie nie radzę bez ciebie i rodziców.
- Jeśli mam być szczery, to tak. - Przyznał. - Tak właśnie myślałem.
Auć, zabolało. Pomimo delikatnego ucisku w żołądku i nagłego szczypania w oczach, postanowiłam nie okazywać jak bardzo zabolały mnie jego słowa.
- Cóż, w taki razie bardzo się pomyliłeś. - warknęłam, powoli wstając. - To wszystko?
- Co? Nie! - chwycił moją rękę, ciągnąc w dół. - Chciałem cię przeprosić.
- Za co konkretnie? - zapytałam ironicznie. - Za zdradę? Za to, że traktowałeś mnie jak nieporadną idiotkę przez cały nasz związek, czy za to, że nadal mnie tak traktujesz?
- Nigdy nie uważałem cię za idiotkę. - mruknął cicho. Usiadłam z powrotem naprzeciwko niego, czekając na rozwój sytuacji. - Zawsze uważałem, że jesteś bardzo zaradna. Ku mojemu nieszczęściu, jesteś.
Zmarszczyłam brwi, kompletnie nie rozumiejąc jego wypowiedzi. Nigdy nie miałam problemu z rozszyfrowaniem facetów, teraz jednak totalnie nie wiedziałam o co mu chodziło. Byłam pewna, że zawsze miał mnie za wieczną niedojdę, a teraz wydawał się skruszony. To kompletnie nie pasowało do jego osobowości. Charlie według siebie, zawsze miał rację, a nawet jeśli jej nie miał, to nie było nawet mowy, że się do tego przyzna. On nigdy nie przyznaje się do winy. Nigdy.
- Mój ojciec zawsze powtarzał, że to mężczyzna jest od myślenia w związku. A nie kobieta. Z resztą sama doskonale wiesz jakie zwyczaje są w tym chorym towarzystwie w którym obracają się nasze rodziny. - powiedział z lekkim uśmiechem. Przytaknęłam, krzywiąc się na samo wspomnienie moich rodziców. - Denerwowało mnie to, że ty potrafisz sama podejmować decyzje i że jesteś taka niezależna. Myślałem, że to złe i nienormalne. - zaśmiał się. - To takie głupie.
- Owszem, głupie.
- Przepraszam. - westchnął. - Zrozumiałem to dopiero kiedy przyjechałem do twojego domu, a ciebie już tam nie było. Twoi rodzice pokazali mi list, który zostawiłaś. Naprawdę chciałem jakoś do ciebie dotrzeć, ale nie mogłem znaleźć nigdzie namiaru na twojego brata. Dopiero niedawno wasz portier powiedział, że mieszkasz teraz w Londynie. I cóż, znalazłem cię.
- Niepotrzebnie. - Patrzył na mnie smutnym wzrokiem. Przez chwilę zrobiło mi się go żal, w końcu zaproponował jedynie ciasto, a ja naskoczyłam na niego. Szybko jednak przypomniałam sobie o wszystkich rzeczach, które mi zrobił i wszelkie wyrzuty sumienia zniknęły. Może i ludzie się zmieniają na skutek pewnych wydarzeń, czego najlepszym przykładem jest Harry, który kompletnie zmienił swoje życie dla siostrzeńca. Jednak to jak przez lata traktował mnie Charlie i to co zrobił na końcu, nie mogło zostać tak po prostu zapomniane. Tym bardziej teraz, kiedy śmiało mogłam powiedzieć, że moje życie jest bliskie ideału. - Posłuchaj, jeśli to wszystko, to naprawdę powinnam już iść.
- Zawsze interesowałaś się sztuką, prawda? - zapytał nagle, po raz kolejny zbijając mnie z tropu. Delikatnie przytaknęłam. - Planuje kupić galerię w Nowym Jorku. I chce, żebyś była jej współwłaścicielem.
Przyglądałam mu się, szukając na jego twarzy jakiś oznak rozbawienia. Przecież nie mógł być aż tak głupi, żeby po tym wszystkim proponować mi przeprowadzkę. Kiedy nie znalazłam jednak, żadnego znaku że to żart, zaśmiałam się.
- Chyba zwariowałeś. - skwitowałam, wypijając do końca wodę. - Jesteś szalony jeśli chociaż przez chwile pomyślałeś, że przyjmę twoją propozycje. Teraz pozwól, że wyjdę.
Nie czekając na jakąkolwiek reakcje z jego strony, zabrałam torebkę i szybkim krokiem udałam się w stronę auta, z którego powoli wysiadał Harry. Kiedy miałam już przechodzić przez ulicę, poczułam mocne szarpnięcie za nadgarstek i zostałam odwrócona w stronę jak się domyślałam Charliego.
- Przemyśl, to chociaż.
- Nie muszę. - warknęłam, wyrywając dłoń z uścisku. - Nie mam najmniejszego powodu, żeby przystać na twoją propozycję. Mam tu świetną pracę i nie zamierzam....
Wielkim zaskoczeniem dla mnie było, kiedy moja wypowiedź została brutalnie przerwana pocałunkiem. Przez sekundę stałam w osłupieniu, nie będąc w stanie nawet poruszyć palcem. Kiedy zaskoczenie zostało zastąpione złością, mocno odepchnęłam od siebie tego wariata, w samą porę, zanim zdążył wepchać swój śliski język do moich ust.
- Zwariowałeś! - krzyknęłam, okładając go pięściami. - Jesteś nienormalny!
- Przepraszam!
- Ile jeszcze razy masz zamiar mnie przeprosić, tumanie! - warknęłam w dalszym ciągu machając rękami. Nie przejmowałam się tym, że ludzie siedzący w kawiarni mają idealny widok na naszą małą scenę. - Zacznij zachowywać się tak, żebyś nie musiał!
- Przyjechałem tu, bo cię kocham! - krzyknął głośniej ode mnie, jednocześnie unieruchamiając moje ręce. - I zamierzam cię odzyskać!
- Trochę się spóźniłeś.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy usłyszałam za sobą doskonale znany mi głos. Duże dłonie oplotły moją talię, odciągając mnie od nachalnego mężczyzny. Uśmiechnęłam się wrednie w stronę Charliego upajając się widokiem jego zdezorientowanej twarzy.
- Kim jesteś? - zapytał, mało inteligentnie, co w zasadzie nie zdziwiło mnie jakoś specjalnie. Zawsze był głupi i prawdopodobnie nie skończyłby nawet podstawówki, gdyby nie jego ojciec.
- Jestem Harry i jeśli zaraz nie puścisz mojej dziewczyny, złamie ci nos.


4 komentarze:

  1. Ja Czytam *.*
    Ostanie zdanie świetne jak i cały rozdział <3
    Mam nadzieję, że Harry nie będzie robił jej wyrzutów o ten pocałunek ...
    Czekam na następny x

    OdpowiedzUsuń
  2. pisz dalej, jestem ciekawa co dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie dawno zaczęłam czytać <3

    OdpowiedzUsuń