sobota, 17 maja 2014

Rozdział 23

Biegłem ile sił w nogach, w ręku trzymając pałeczkę. Nie wiem czyj to był pomysł, ale był głupi. Moje adidasy ślizgały się na żwirze, kiedy brałem zakręt tuż za pachołkiem. Z ulgą odkryłem, że mam sporą przewagę nad swoimi przeciwnikami. To już ostatnia z konkurencji i powiedzenie, że byłem zmęczony, byłoby dużym niedomówieniem. Ja byłem padnięty. Nawet za czasów szkolnych nie musiałem brać udziału w tak głupich konkurencjach jak dzisiaj. Co śmieszniejsze, większość zadań wymagała mojego i Ruby poświęcenia, a to chyba powinien być piknik zrobiony z myślą o dzieciach. Fakt, że moja dziewczyna założyła dzisiaj wyjątkowo krótkie i obcisłe spodenki, wcale nie pomagał. Przez brak koncentracji przegrałem rzut do kosza, więc teraz musiałem nadrobić wszystko biegiem. Moje płuca paliły żywym ogniem, kiedy dobiegłem i przybiłem piątkę Leonowi, kończąc tym samym bieg. Padłem na kolana, ocierając czoło bandanką obwiązaną naokoło mojego nadgarstka. 
- WYGRALIŚMY! 
Tryumfalny taniec Ruby trwał, sprawiając że wszyscy obserwowali nas jak obiekty w zoo. Leon delikatnie zaczął się osuwać, jakby chciał pokazać że wcale jej nie zna. I cholera, miałem ochotę zrobić to samo. Dziewczyna nie zrażała się jednak dziwnymi spojrzeniami i dalej skakała i machała rękami. Rzuciłem okiem w stolika zajmowanego przez naszych znajomych i z westchnieniem chwyciłem ramiona swojej dziewczyny.
- Tak, wygraliśmy. - udałem entuzjazm. Jedyne z czego się na ten moment cieszyłem, to to że nie będę już musiał ćwiczyć. Ostatnie kilka dni były katorgą dla moich mięśni. - Ale proszę, ciesz się w sobie. Ludzie się gapią.
- Gapią się, bo WYGRALIŚMY! - wykrzyknęła, pokazując język jednemu z obserwatorów. Wywróciłem oczami, mocniej chwytając jej ramię i pociągnąłem ja w stronę stolika gdzie siedziała reszta.
- Dobrze wam poszło. - przyznał Zayn, podając mi butelkę wody. Ruby przytaknęła z podekscytowaniem, zasiadając obok Eleanor. Nie mam pojęcia dlaczego aż tak ważne było dla niej, żebyśmy wygrali. 
- Możemy iść na dmuchany zamek? - Leon w towarzystwie bliźniaków stanął naprzeciwko mnie. Sięgnąłem ręką do kieszeni i wygrzebałem z niej kilka drobniaków. Podałem je dzieciakom, którzy ruszyli biegiem w stronę dmuchanej atrakcji. Skąd ten chłopiec bierze tyle energii. Ja osobiście byłem wykończony po tych kilku konkurencjach. Dlaczego ktoś w ogóle organizuje coś tak męczącego? Czy piknik rodzinny nie powinien być relaksujący? Cóż, ten na pewno nie był. 
Westchnąłem zirytowany, kiedy mój telefon zaczął wibrować. Wyciągnąłem go z kieszeni i kiedy zobaczyłem kto dzwoni, miałem ochotę jęknąć. Moja mama. Kocham ją bardzo, ale każda rozmowa z nią kończy się pouczaniem mnie i przypomina bardziej przesłuchanie, niż rozmowę rodzica z dzieckiem. Sytuacja stała się jeszcze bardziej drażliwa, kiedy w grę wchodził Leon. Teraz wypytywała mnie nie tylko o pracę, moje życie miłosne, ale również o małego. 
Ruby zmarszczyła brwi, kiedy ociężale wstałem.
- Zaraz wracam. - mruknąłem, całując jej policzek. 
Udałem się w stronę parkingu, gdzie teraz było pusto i cicho. Kiedy odszedłem dostatecznie daleko, żeby nie słyszała pisków dzieci i nie wypytywała mnie o nie, odebrałem telefon, wcześniej jeszcze odchrząknąłem delikatnie.
- Hej mamo. - przywitałem się uprzejmie, modląc się o szybki koniec. Nie miałem dzisiaj siły na długą i pełną wypytywania rozmowę. 
- Słoneczko? To ty? - Zaczyna się.
- Tak, mamo. Kto inny mógłby odebrać mój telefon?
- Nie bądź nie miły. - skarciła mnie. - Nie brzmisz jak ty. 
- Mam chrypkę. - wyjaśniłem, przewracając oczami.
- Jesteś chory? Byłeś u lekarza?
- Mamo, nic mi nie jest. Po prostu jestem zmęczony.
- Czym? - zapytała, a po chwili milczenia dodała zszokowana. - Przerwałam ci w robieniu...czegoś? 
Chwilę zajęło mi zrozumienie co ma na myśli. 
- Chryste! Mamo! Nie. - jęknąłem zażenowany. 
- Nie ma się czego wstydzić. Jesteś dorosły. 
- Leon ma piknik w swojej szkole i Ruby zmusiła nas do wzięcia udziału w zawodach. - wyjaśniłem pospiesznie. Moje oczy podwoiły swój rozmiar, kiedy zdałem sobie sprawę ze swojej gafy.
- Kim jest Ruby? - zapytała, nagle tracąc zainteresowanie moim zmienionym głosem. Potarłem czoło, przygotowując się na falę pytań. - Masz kobietę? Kim ona jest? Długo się spotykacie? Leon ją lubi?
- Spokojnie. - mruknąłem, słysząc śmiech mojego ojczyma. Świetnie, przełączyła nas na głośnik. - Pamiętasz jak mówiłem ci o niani, którą zatrudniłem?
- Tak. To ona? 
- No. - wymamrotałem.
- To wspaniale! Leon mówił o niej tak dużo miłych rzeczy.
- Tak, cóż. Jest wspaniała. - uśmiechnąłem się, kiedy zauważyłem zbliżającą się do mnie dziewczynę. Objąłem ją ramieniem, całując delikatnie w czoło. 
- Koniecznie muszę ją poznać. - oznajmiła, tonem nie znoszącym sprzeciwu. 
- Koniecznie musisz. - powtórzyłem, uśmiechając się na zdezorientowaną minę Ruby. 
- Przyjedzcie za tydzień na weekend. Przygotuje pokój. A teraz wybacz kochanie, ale muszę już lecieć. Ucałuj ich ode mnie.
Zanim zdążyłem cokolwiek dodać, rozłączyła się , kończąc tym samym moje przesłuchanie. Wsunąłem telefon do tylnej kieszeni, opierając się o maskę mojego samochodu. Ludzie powoli opuszczali imprezę, prawdopodobnie udając się na swoje własne after party. My też dostaliśmy zaproszenie na grilla do Louisa. 
- Kto to był? - zapytała, bawiąc się pierścionkiem na jednym z moich palców. 
- Moja mama. - wyjaśniłem, na co odpowiedziała jedynie lekkim uśmiechem. - Zaprosiła nas do siebie na weekend. 
- Nas? - podniosła brwi, najwyraźniej zaskoczona propozycją mojej mamy.
- Tak. - uśmiechnąłem się, przyciskając jej ciało do swojego. Opierałem się o maskę mojego samochodu, a ona stała między moimi nogami. Splotłem palce w dole jej pleców, przyciskając czoło do jej. - Bardzo chce cię poznać. Podejrzewam, że bardziej zależy jej na spotkaniu z tobą niż ze mną. 
- A co jeśli mnie nie polubi? - zmarszczyła brwi, obawa w jej głosie mnie rozbawiła.
- To wtedy będziemy musieli się pożegnać. - powiedziałem, udając powagę i ze zniecierpliwieniem czekając na jej reakcje. 
- Co? - zapytała zszokowana, próbując się odsunąć. W kącikach jej oczu zebrały się łzy. Jej reakcja była daleka od tej, jakiej się spodziewałem, myślałem że raczej nawrzeszczy na mnie za głupie komentarze, ale ona najwidoczniej przyjęła je bardzo poważnie. 
- Żartowałem, kochanie. - wyjaśniłem szybko, przytulając ją mocno.
- To głupi żart. 
- Wiem, przepraszam. - mruknąłem. - Jak mogłaś pomyśleć, że mogłaby cię nie polubić. Na pewno cię pokocha. - zapewniłem.
Przez dłuższą chwilę panowała między nami cisza. Na parkingu zbierało się coraz więcej ludzi, co chyba oznaczało, że piknik dobiegł końca. Nie zdążyłem nawet spróbować jakiegokolwiek, z wielu ciast. W oddali zauważyłem też grupę naszych znajomych, razem z Leonem. Uśmiechnąłem się w ich stronę, patrząc jak chłopczyk zeskakuje z rąk Liama i pędzi w naszą stronę. 
- Wujek Lou mówi, ze ma u huśtawkę na ogródku! - krzyknął, przytulając się do jednej z gołych nóg Ruby. To że ubrała króciutkie spodenki, nie wpłynęło dobrze na moje krążenie i mam wrażenie że doskonale o tym wiedziała. - Pójdziemy do niego? Proszę, proszę. 
- No skoro ma huśtawkę - Ruby oderwała się ode mnie i spojrzała w błagające ją oczy Leona. - to chyba musimy.
- Tak! - podskoczył radośnie, zwracając się w moją stronę. - A mogę jechać z wujkiem Liamem? Proszę!
Zmarszczyłem brwi spoglądając w stronę brata Ruby. Ten tylko uśmiechał się zadowolony. Westchnąłem przytakując i zabrałem się za przekładanie fotelika do auta Payna. Chociażby nie wiem co się działo, nie pozwoliłbym mu jechać bez fotelika. Straciłem w wypadku siostrę i szwagra, nie mogłem stracić również jego. Kiedy upewniłem się, że pasy są dobrze zapięte, a Leon siedzi w odpowiedni sposób, zamknąłem drzwi i pomachałem im, kiedy odjeżdżali. Sam udałem się do auta, gdzie Ruby siedziała już od dłuższego czasu, czekając aż będziemy mogli jechać. Kiedy opuściliśmy parking, załączyłem radio. 
- Harry, jest coś co muszę ci powiedzieć. - zaczęła, a coś w jej głosie sprawiło, że zacząłem sądzić że jej nowina wcale mi się nie spodoba. To, że skubała swoje paznokcie tylko mnie w tym utwierdziły. - Znowu do mnie dzwonił. 
- Kto? - zapytałem, chodź chyba znałem już odpowiedź.
- Mój były. - wyjaśniał, potwierdzając moje przypuszczenia. Zacisnąłem dłonie na kierownicy, starając się nie denerwować. - On, cóż chciał się spotkać i porozmawiać. I naprawdę nie wiem jak, po prostu bardzo już chciałam się go pozbyć, a do tego Leon potrzebował mojej pomocy i...
- Do sedna. - przerwałem jej zawiłą wypowiedź, chcąc wreszcie dowiedzieć się o co tak właściwie chodzi.
- Zgodziłamsięznimspotkać. - powiedziała tak szybko, że nie byłem w stanie jej zrozumieć.
- Co? Nie rozumiem co mówisz.
- Zgodziłam się z nim spotkać. 
- Co?! - krzyknąłem, hamując w ostatnim momencie unikając tym samym zderzenia z innym pojazdem.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz