sobota, 10 maja 2014

Rozdział 22

- Co to jest? - zapytał zdezorientowany Leon.
Razem z Harrym siedzieli na kanapie, patrząc na tablicę stojącą obok mnie.
- Plan treningowy.
- Jaki? Po co? - Harry obdarzył mnie zdezorientowanym spojrzeniem. Westchnęłam, kładąc dłonie na biodrach.
- Byłam dzisiaj u nauczycieli wypytać o szczegóły pikniku. Będzie kilka konkurencji sprawnościowych i mam zamiar je wygrać. - wyjaśniłam, wskazując jedną z tabeli zawierających nazwę ćwiczenia.
- Dlaczego w większości dotyczą one mnie?
- Ponieważ jesteś głową tej rodziny.
- I dlatego muszę robić prawie pięćdziesiąt pompek? W takim razie ja dziękuję. Oddaję tą funkcje tobie.
Zaśmiał się, rozsiadając wygodniej na kanapie. Owszem, niemal wszystkie ćwiczenia dotyczyły Harry'ego, ponieważ większość konkurencji wymagała jego zaangażowania.
- Nie przesadzaj. Ćwiczenia dobrze ci zrobią.
- Uważasz, że moje ciało jest nieatrakcyjne?
- Tego nie powiedziałam. - westchnęłam zirytowana jego dziecinną postawą. - Mam zamiar wygrać te zawody i czy chcesz, czy nie, będziesz musiał mi w tym pomóc.
Leon wyraźnie znudzony naszą wymianą zdań, udał się do swojego pokoju aby kontynuować przerwaną mu wcześniej zabawę. Harry najwidoczniej dał się ponieść emocją, ponieważ już nie zajmował wygodnego miejsca na kanapie, tylko stał naprzeciwko mnie.
- Nic nie muszę.
- Masz rację. - przyznałam, zakładając ręce na biodra. W mojej głowie rodził się własnie super szatański plan skutecznego zmotywowania mojego ukochanego do działania. A jest tylko jedna rzecz, która mogłaby go do tego zmusić. - Skoro wymiękasz, to poproszę o pomoc Charliego.
Z zadowoleniem obserwowałam jak zaciska pięści, a jego twarz przybiera kolor purpury. Zbliża się do mnie, rak że stykamy się nosami.
- Pewnie i tak poradziłby sobie z tym lepiej.
- Nie powiedziałaś tego.
- Och, zrobiłam to. - pewnie przytaknęłam głową, próbując zapanować nad cwanym uśmiechem. Miałam go.
W ułamku sekundy jego ciało znalazło się na podłodze, wykonując skłony ku ziemi. Każda kolejna pompa wychodziła mu z większym trudem, ale mimo to głośno liczył. Przy sześćdziesięciu widać było jego zmęczenie, ale zrobił jeszcze dziesięć, po czym padł na ziemię, przekręcając się na plecy. Stanęłam nad nim i uśmiechnęłam się zadowolona.
- Was facetów, to jednak łatwo podejść. - zaśmiałam się wesoło, zadowolona ze swojego wielkiego sukcesu.
- Słucham? - niezrozumienie było wymalowane na jego twarzy.
- Wystarczy wjechać wam na ego i zrobicie dosłownie wszystko. - klasnęłam w dłonie.
 Zmrużył oczy, kiedy nareszcie załapał, że najzwyczajniej w świecie dał się podejść. Jego mina wskazywała na to, że ani trochę mu się to nie podoba, a triumf malujący się na mojej twarzy, jeszcze bardziej go rozwścieczył. Moja radość nie trwała jednak długo, ponieważ już chwilę później poczułam jak dwie silne ręce ciągną mnie w dół i teraz leżałam przyciśnięta jego spoconym ciałem do ziemi.
- To wcale nie było zabawne. - mruknął, całując mój nos. - Można wręcz powiedzieć, że to cios poniżej pasa.
Mokre pocałunki przeniósł na moje obojczyki, zatrzymując się w jednym miejscu, gdzie zaczął ssać i gryźć skórę. Doskonale wiedziałam, że pozostanie po tym ślad i będę musiała chodzić w zabudowanych braniach, ale na ten moment było mi to obojętne. Zwłaszcza gdy jedna z rąk wślizgnęła się pod materiał sukienki i delikatnie pieściła moje udo po wewnętrznej stronie. Mój oddech przyspieszył znacznie, kiedy zdałam sobie sprawę do czego to wszystko zmierza. Harry odsunął usta od mojej skóry, uśmiechając się na widok malinki jaką mi zrobił, następnie zaczął składać pocałunki nieco niżej, zsunął sukienkę z moich ramion, odsłaniając jednocześnie materiał stanika. Sama zaczęłam podwijać jego koszulkę ku górze, aby odkryć jak najwięcej jego opalonej skóry. Nagle jednak przypomniałam sobie o jednej, dość istotniej rzeczy.
- Leon jest na górze. - wyszeptałam, ledwo łapiąc oddech, kiedy jeden z palców obrysował linię moich majtek.
- Więc musimy być cicho.


POV Harry

Kolejne dni spędziliśmy na ćwiczeniu naszej formy, ku mojemu wielkiemu rozczarowaniu, nie tylko w sypialni. Zostałem zmuszony do porannego biegania i wykonywania serii różnych, męczących ćwiczeń, a wszystko to po to, że by wygrać jakieś głupie zawody. Kompletnie nie wiedziałem dlaczego aż tak bardzo jej na tym zależy. Owszem, sam chciałem pokazać wszystkim, że tworzymy z Leonem doskonałą rodzinę, ale czy to znaczyło, że muszę się katować? Nie.
- A co ty tak dziwnie chodzisz?
Louis zapytał widząc jak wspinam się na swoje miejsce na trybunach.
- Mam zakwasy. - warknąłem. Był siódmą osobą która zwraca mi na to uwagę. To męczące.
- Po czym?
Skończ temat.
- Po bieganiu. - widząc zdezorientowaną minę przyjaciela, dodałem - Ruby bardzo poważnie wzięła sobie ten piknik rodzinny. Uparła się, że muszę trenować żeby wygrać.
- Jaki piknik?
- Rodzinny. U Leona w szkole. - westchnąłem, pocierając uda, aby chodź w małym stopniu pozbyć się pulsującego bólu.
Kiedy Louis dalej wydawał się nie rozumieć o co mi chodzi, opowiedziałem mu o sytuacji z początku tygodnia i o tym jak Ruby wprowadziła swój plan treningów. On oczywiście był niezwykle rozbawionym moim cierpieniem, co właściwie mnie nie zdziwiło. I ku mojemu wielkiemu zirytowaniu, poparł Ruby. Również był niesamowicie zdenerwowany historią o chłopcu, który obraził Leona i przez moment widziałem w jego oczach mord. Albo może to przez to cholerne słońce walące po gałach.
- Więc teraz jesteś sportowcem, tak? - zaśmiał się, siadając obok.
Chłopcy na boisku biegli właśnie swoje drugie okrążenie w ramach rozgrzewki. Czy on przypadkiem nie powinien ich pilnować?
- To nie jest zabawne. - warknąłem. - Ten piknik jest jutro, a ja nie mogę się ruszać.
- Do jutra powinno ci przejść. - poklepał moje ramię. - W ostateczności twoja konkurencja poumiera ze śmiechu. Chodzisz jak pingwin z miotłom w tyłku.
- Jeszcze słowo, a wybije ci wszystkie zęby. - mruknąłem, tracąc cierpliwość.
Przez chwile jeszcze stroił sobie ze mnie żarty, wymyślając coraz to gorsze kawały i docinki. W połowie kompletnie się wyłączyłem i zająłem się obserwacją biegnącego Leona. Był na samym przedzie, razem z bliźniakami i teraz chyba coś opowiadał, bo zawzięcie gestykulował rękoma. Zapisanie go na treningi piłki nożnej było zdecydowanie strzałem w dziesiątkę. Na boisku sprawował się doskonale i Louis często mówił, że jest  tym dobry, co sprawiało że byłem z niego niesamowicie dumny. Do tego prawie nigdy uśmiech nie schodził z jego twarzy podczas gdy.
- A tak serio. - Lou zaczął, tyrpiąc moje ramię żeby zwrócić moją uwagę. - Wpadniemy wszyscy na ten piknik i pokażemy jak wspaniałą rodzinę ma Leoś. Skopiemy im wszystkim dupy.
Zaśmiałem się, widząc zaciętość z jaką to mówił.
- Taki jest plan. - przyznałem. - Ale martwi mnie jedno.
- Co?
- Co to za szkoła, gdzie nauczyciele nie reagują w takiej sytuacji? - mruknąłem. - Wszyscy są powiadomieni o sytuacji, więc chyba powinni w jakiś sposób zadziałać. Poza tym, Leon nie wydaje się być zadowolony. Coraz częściej wychodzi do szkoły smutny.
- Przepisz go. - stwierdził prosto, jakby to było oczywiste. - Lada moment koniec roku. Przepisz go do szkoły w której uczą się bliźniacy. Nie jest dużo dalej, a miałby tam znajomych. Większość drużyny tam chodzi.
- Nie wiem czy to dobry pomysł. - zawahałem się.
- Przemyśl to. - poklepał mnie w ramię, wstając. Zagwizdał w gwizdek i krzyknął. - W dwuszeregu zbiórka!


Booom! Kolejny rozdział! Taki sportowy XD Myślicie, że Harry powinien przepisać Leona?

1 komentarz:

  1. Hej. Ostatnio zaczęłam czytać to opowiadanie. Nie ukazywałam się wcześniej bo nie widziałam trochę w tym sensu. Jestem już na bieżąco wiec czas co nieco napisać. Po pierwsze, bardzo się cieszę, że tutaj wstawiasz to opowiadanie bo niestety ja nie ogarniam tego wattpada xD Po drugie, bardzo przypadła mi ta historia do gustu. Harry jest bardzo uroczy w tej wersji, bardzo dba o Leona. Idealny kandydat na męża. Z Ruby tworzą fantastyczna parę. Jestem pozytywnie zaskoczona tym opowiadaniem bo cokolwiek czytam to Harry jest jako bad boy a tu proszę jest coś innego i bardzo dobrego. Co do ostatniego rozdziału to mam nadzieje, że Harry przepisze Leona do innej szkoły. Zgodzę się z Louisem, że tam będzie miał więcej przyjaciół i nikt mu nie będzie dokuczał. Jestem ciekawa jakie jeszcze masz perypetie w zanadrzu :D Życzę Ci dalszych pomysłów i weny.

    OdpowiedzUsuń