wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 9

- Nie mogliśmy po prostu kupić jakiejś ładnej lampki nocnej? 
- Nie, nie mogliśmy. - skwitowałam. - Mniej gadania, więcej malowania.
Z dołu doskonale słyszałam marudzenie Harry'ego, stojącego na drabinie. Kilka godzin temu wróciliśmy ze sklepu z niebieską i granatową farbą oraz zestawem naklejek fluorescencyjnych w kształcie gwiazd. Przebraliśmy się w stare, poniszczone ubrania, które Styles wygrzebał z dna swojej szafy i od razu przeszliśmy do działania. Po tym jak zakryliśmy folią nieliczne meble oraz podłogę i pomalowaliśmy cały pokój na przyjemny, niebieski kolor, przyszedł czas na sufit. Co prawda podczas malowania ścian, zdążyliśmy się pokłócić kilkadziesiąt razy o dosłownie wszystko. Większość sprzeczek kończyła się wysmarowaniem siebie wzajemnie farbą, uważając oczywiście, by nie pochlapać świeżo malowanych ścian. 
Ze względu na wysoki wzrost, właśnie Harry został wytypowany na tego, który będzie malował. Mocno trzymałam drabinę, na której stał on i malował sufit. Przez cały ten czas słyszałam jego narzekania i miewałam momenty, kiedy najzwyczajniej w świecie chciałam zepchnąć go z drabiny, a później okładać nią, aż starczy mi sił. Ale wiedziałam, że to nieodpowiednie zachowanie i dlatego za każdym razem liczyłam do dziesięciu, po raz kolejny tłumacząc mu, że "nie, nie wystarczy kupić lampkę." 
- To naprawdę głupi pomysł. 
- Jeśli nie przestaniesz marudzić, to obiecuje, że będziesz zbierał swoje zęby z podłogi. 
Kiedy usłyszałam prychnięcie, aż we mnie zawrzało. Zirytowana do granic możliwości, potrząsnęłam drabiną. Harry na moment stracił równowagę, ale szybko ją odzyskał. Z jedną ręką na sercu, a drugą kurczowo trzymając się drabiny, spojrzał na mnie mrużąc oczy.
- Już nic nie mówię.
- No ja mam nadzieję. - pokiwałam głową. - Teraz raz, dwa. Pośpiesz się. 
Harry nie odezwał się już do końca malowania. Grzecznie, w ciszy pokrywał sufit farbą. Szybko skończyliśmy, dlatego staliśmy teraz z zadartymi głowami, podziwiając jego dzieło.
- Otóż okno, to szybciej wyschnie. - powiedziałam, kładąc ręce na biodra. - I chodź na dół, zrobię nam coś do jedzenia. 
Nie czekając na odpowiedź, opuściłam pokój. Pomaszerowałam na dół, wprost do lodówki. Przez chwilę wpatrywałam się w jej zawartość, w końcu decydując się na zrobienie spaghetti. Wyciągnęłam gotowy już sos i położyłam go na blacie, zabierając się za poszukiwanie makaronu. Kiedy go znalazłam, zjawił się Harry. On zajął się makaronem, a ja sosem. 
- Mogliśmy coś zamówić. - marudził, przyglądając się gotującemu makaronowi. - Jestem głody.
- Zanim by ci coś dowieźli, już dawno byś umarł, skoro jesteś aż tak głodny, ze nie możesz wytrzymać kilkunastu minut. - wywróciłam oczami. - Nie marudź, tylko podaj mi sitko i nakryj do stołu. 
Z wielkim ociąganiem, zrobił to o co go prosiłam. Przecedziłam makaron i nałożyłam na dwa talerze. Polałam, to sosem i zaniosłam do stołu. Jeden postawiłam przez Harry'm, a z drugim usiadłam na miejscu obok. Zabrałam widelec i zaczęłam jeść. Sos był bardzo dobry, oczywiście na tyle na ile dobry może być sos z puszki.
- I co dalej? - zapytał, przeżuwając kolejną, wielką porcję makaronu. Skrzywiłam się z niesmakiem. - Co?
- Jak pies je, to nie szczeka. 
Wywrócił oczami, nawijając potrawę na widelec.
- To co dalej?
- Przykleimy gwiazdki i posprzątamy cały bałagan. - wyjaśniłam, opierając łokcie na blacie stołu, grzebiąc w talerzu. Ciche chrząknięcie dezaprobaty, kazało mi spojrzeć w stronę mojego towarzysza.
- Łokcie ze stołu. - wskazał brodą, na moje ręce. Po czym dodał z wielkim, cwaniackim uśmiechem. - Savoir vivre, kochanie. 
Przez chwilę oczami wyobraźni, widziałam jak wbijam mu widelec w oko, ale koniec końców, ściągnęłam łokcie ze stołu i dokończyłam posiłek. Kiedy i on skończył jeść, wsadziłam naczynia do zmywarki. Akurat była pełna, dlatego też chciałam ją puścić. Niestety, zabrakło kostek. 
- Chyba powinniśmy iść na zakupy. - zaczęłam, idąc w kierunku bruneta, który zdążył się rozsiąść na sofie. - Do marketu. 
- Jestem cały z farby. - zauważył.
- Ja też. - wywróciłam oczami, pokazując palcem na poplamione ubrania i twarz. - Dlatego idę pod prysznic, ty też się umyj. Za piętnaście minut wychodzimy.

Piętnaście minut później, stałam umyta i ubrana na środku salonu. Tupiąc nogą, patrzyłam na zegarek, po raz kolejny nawołując bruneta.
- Już, już! 
Odwróciłam się w stronę schodów, z których zbiegał Harry, dopinając pasek od swoich czarnych, obcisłych spodni. Stanął obok mnie, poprawiając włosy. Poprawiłam zawiniętą stójkę od jego skórzanej kurtki i razem ruszyliśmy w kierunku wyjścia. Ponownie wsiedliśmy do jego auta. Włączyłam radio, ustawiając kanał ze stacją radiową. Uśmiechnęłam się promiennie, gdy usłyszałam pierwsze nuty swojej ulubionej piosenki i ku wielkiemu rozczarowaniu mojego towarzysza, zaczęłam śpiewać wraz z wokalistą. Na początku Harry patrzył na mnie z uśmiechem, ale kiedy zaczęłam tańczyć, przypięta pasami i on dołączył się do śpiewania.  I tym oto sposobem minęła nam ta krótka podróż. Kiedy podjechaliśmy pod market, jeszcze przez chwilę siedzieliśmy w samochodzie, głośno się śmiejąc. 
Próg marketu, przekroczyliśmy z wielkimi uśmiechami. Harry prowadził koszyk, a ja szłam obok niego, zgarniając z półek potrzebne produkty. Kiedy wstąpiliśmy w alejkę z proszkami do prania, na twarzy bruneta pojawił się jeszcze większy uśmiech. Zignorowałam to, wybierając odpowiedni środek piorący. Zgarnęłam jeszcze płyn do płukania tkanin i kostki do zmywarki. Tuż przed kasami, zawróciliśmy jeszcze do alejki ze słodyczami. Uśmiech Harry'ego ciągle rósł.
- Mogę wiedzieć co cię tak cieszy? 
- Tu się pierwszy raz spotkaliśmy. - zauważył. - Pamiętam to.
- Trudno żebyś nie pamiętał. - zaczęłam. - Minęło dopiero kilka tygodni.
- I w dalszym ciągu uważam, że jesteś wariatką.
- A ja w dalszym ciągu sądzę, że jesteś dupkiem. 
Zaczepnie uderzyłam go w ramię, również przypominając sobie tamto wydarzenie, a przy okazji wszystkie inne jakie dzieliliśmy od tamtej chwili. Weseli, z wielkim słoikiem Nutelli, ruszyliśmy do kas. Dobry humor nie opuszczał nas również w drodze powrotnej oraz kiedy wypakowywaliśmy zakupy. Wszystko poszło nam sprawnie i szybko, a gdy weszliśmy do pokoju Leona z radością przywitaliśmy fakt, że farba również już wyschła. Tym razem, to ja stałam na drabinie trzymanej przez Harry'ego i naklejałam gwiazdki. Starałam się jak tylko mogłam. Końcowy efekt był cudowny i aż mnie świerzbiło, żeby zobaczyć jak będzie to wyglądało w nocy. Miałam też nadzieję, że i Leosiowi się spodoba i będzie spał w swoim pokoju. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz