wtorek, 15 kwietnia 2014

Rozdział 10

Z dumą przyglądałam się wielkiemu, dmuchanemu zamkowi, który chwile temu został napompowany. Obok mnie stał Harry, z wyraźną ulgo na twarzy. Był równie zmęczony wszystkimi tymi przygotowaniami, co ja. Dla wszystkich z nas było to pracochłonne i wymagało czasu. Sięgnęłam ręką do jego lewego nadgarstka, na którym nosił zegarek. Mieliśmy jeszcze około trzydziestu minut, nim wróci Liam z Leonem.
Poszli do kawiarni, w której ostatnimi czasy ja i Leon, spędzaliśmy każde popołudnie. Oboje zaprzyjaźniliśmy się ze starszą panią. Leon polubił ją, aż tak bardzo, że zmusił mnie do zadzwonienia do niej i zaproszenia jej na jego mecz.
- Wykonaliśmy kawał dobrej roboty.
Harry wystawił w moim kierunku dłoń i przybiliśmy szybką piątkę. Prócz zamku, na wielkim ogrodzie Harry'ego, był też basen z kulkami. Powoli zjawiali się już goście, zajmujący swoje miejsca. Wszyscy mieliśmy stanąć w półokręgu i czekać, aż Liam przyprowadzi Leona z parku.
- Skoro wszystko jest już zrobione, to idę obejrzeć mecz.
Zadowolony, potarł swoje ręce. Ruszył w stronę domu, a ja za nim. Kiedy już miał siadać na kanapie, pociągnęłam go za rękę, w stronę kuchni.
- Nie tak radośnie. - oznajmiłam. - Trzeba jeszcze poprzekładać jedzenie na talerze i zanieść na stół.
Harry wydał z siebie niezadowolony jęk, który zignorowałam. Wyciągnęłam z szafki miskę i sięgnęłam po jedno z pudełek z sałatką. Jedzenie dowieziono nam z jednej z pobliskich restauracji i teraz wystarczyło przełożyć je do misek i talerzy. Harry oczywiście robił wszystko "na odczep się", przez co musiałam go poprawiać.
- Czy ty chociaż raz mógłbyś zrobić coś dobrze!
- Przecież robię!
- Nieprawda! - krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze. - Wszystko muszę po tobie poprawiać! Czy jest w ogóle taka rzecz, którą robisz dobrze?
Styles uśmiechnął się cwaniacko, nachylając się nade mną i sugestywnie szepnął:
- Jest kilka takich rzecz, które robię dobrze. - zadziornie tyrpnął moje ramię. - Skoro mamy czas, o mogę ci pokazać. W sypialni.
Odskoczyłam od niego, cała się czerwieniąc ze złości. Jego zachowanie coraz częściej działało mi na nerwy. Chwyciłam za ścierkę i rzuciłam nią w niego. Nie trafiłam, przez co wywołałam śmiech u Zayna, który jaka się okazała od dłuższego czasu stał oparty o ścianę kuchni.
- Idźcie mi stąd! - rzuciłam kolejną ścierką. - Won, wynocha!
POV Liam
Odprowadziłem wzrokiem starszą, uśmiechniętą kelnerkę i spojrzałem na Leosia zajadającego swój kawałek sernika. Przez cały dzisiejszy dzień, to właśnie ja byłem jego opiekunem. Wszyscy inni kończyli przygotowania, a ja spędziłem miły dzień z Leonem. Byliśmy razem w parku i tam głównie mieliśmy spędzić cały dzień, jednak młody wybłagał u mnie wizytę w tej właśnie kawiarni. Były jego urodziny, więc po prostu nie miałem serca mu odmawiać.
- Dziękuję. - powiedział, z buzią pełną ciasta. - Jesteś fajny.
Zaśmiałem się cicho, klepiąc go po głowie. Był takim uroczym dzieckiem i aż serce się krajało, gdy tylko myślałem o tym ile już w życiu przeszedł.
- To twoje urodziny. Mam nadzieję, że sernik ci smakuje.
Oblizał usta, energicznie kiwając głową.
- Jest pyszny. - upił łyk swojego soku pomarańczowego. - Nie mogę się doczekać, aż będziemy rodziną.
Zatkało mnie. Podniosłem wysoko brwi, zastanawiając się o co może mu chodzić. Mam nadzieję, że nie ma jakiś planów połączenia mnie z Harry'm. Oczywiście, bardzo go lubię, ale ja mam Nialla. Poza tym wątpię, żeby kędzierzawy gustował w chłopcach.
- Co masz na myśli? - zapytałem, szykując się na najgorsze.
- Harry i Ruby wezmą ślub.
Oznajmił, jakby to była najoczywistsza rzecz na całym świecie. Widziałem, że moja siostra i Harry się lubią i gdzieś tam w środku, też miałem nadzieję, że może kiedyś będą razem. Jak chyba każdy z naszych znajomych. Styles jest dobrym facetem, a Ruby ma za sobą nieudany związek i zasługuje w końcu na szczęście. Tylko nie podejrzewałem, że nawet małe dzieci im kibicują.
- O czym ty mówisz?
-Wujek i Ruby, zachowują się jak mama i tata. - wzruszył ramionami. - Tatuś kochał mamusię i patrzył na nią tak, jak Harry na Ruby.
Po raz kolejny dzisiejszego dnia, nie wiedziałem co powiedzieć. Zawsze wiedziałem, że Leon to bystre i spostrzegawcze dziecko, ale nie sądziłem, że aż tak. Uśmiechnąłem się do niego, patrząc jak kończy jeść swój sernik. Zapłaciłem rachunek i razem ruszyliśmy w stronę domu.
Mocniej chwyciłem jego rękę, gdy staliśmy przed wejściem do ogródka. Kiedy tylko przekroczyliśmy próg, doszła do nas melodia piosenki urodzinowej. Około pięćdziesięciu dzieci i i dorosłych, śpiewało z wielkimi uśmiechami na twarzach. Dmuchany zamek i basen z kulkami, dumnie prezentowały się w słońcu. Pod zadaszeniem stały dwa stoliki wypełnione jedzeniem, a niedaleko nich, również w cieniu, znajdowało się kilkanaście mniejszych, specjalnie żeby móc sobie usiąść i zjeść.
Mój wzrok powędrował w stronę Stylesa i mojej siostry. Postanowiłem przyjrzeć im się dzisiaj dokładnie. Może Leon ma rację.
POV Ruby
Zabawa trwała w najlepsze. Dzieci piszczały i skakały. Nigdzie nie mogłam jednak znaleźć Leona. Rozejrzałam się dokładnie po ogrodzie i wtedy go ujrzałam. Siedział pod drzewem w najdalszym rogu ogrodu. Głowę miał ukrytą pomiędzy kolanami. Szybko pobiegłam w jego kierunku, w głowie pojawiły mi się już najczarniejsze scenariusze.
- Kochanie, co się stało? - zapytałam, klękając przed nim. - Myszko?
Uniosłam jego brodę, a moje serce niemal rozpadło się na kawałki. Cała jego twarzyczka była pokryta łzami.
- Idź, nie patrz. - zapłakał, ponownie próbując schować twarz, na co mu nie pozwoliłam. - Duzi chłopcy nie płaczą.
- Każdy kiedyś płaczę, kochanie. Nawet duzi chłopcy.
- Nawet wujek Harry?
Zaśmiałam się cicho.
- Zwłaszcza on. - Leon również uśmiechnął się szeroko. - Co się stało?
- Tęsknię za mamą. - wymamrotał. Westchnęłam cicho, siadając obok niego na zimnej ziemi.
- Wiem. - zaczęłam, w oddali widząc Harry'ego, który przyglądał nam się ze zmartwieniem w oczach, powoli się do nas zbliżając. - Ale ona nie chciałaby, żebyś tęsknił. Myślę, że twoja mama patrzy na ciebie teraz, razem z twoim tatusiem i mają nadzieję, że będziesz się cieszył życiem. - przygarnęłam go do mocnego uścisku. - A już zwłaszcza w swoje urodziny. Może i nie ma ich z tobą ciałem, ale na pewno zawsze będą duchem.
- Harry się starał, prawda? - zapytał cicho, również patrząc na zbliżającego się bruneta.
- Bardzo. - przyznałam.
- W takim razie, chyba jest mu przykro, że płacze. - pociągnął nosem, ocierając łzy. Wstał z ziemi, otrzepał spodnie i ruszył w kierunku swojego wujka, rzucając się na jego szyję. Ciepło rozlało się po moim sercu, kiedy patrzyłam na ich uścisk.
Kiedy ostatnie z dzieci, nie licząc bliźniaków Tomlinson, którzy razem z Leonem i swoim ojcem w dalszym ciągu skakali po dmuchanym zamku. Usiadłam na stołku, pomiędzy Perrie i Eleanor, naprzeciwko mojego brata i jego chłopaka. Odetchnęłam z ulgą, napawając się ciszą i spokojem. Dzisiejszy dzień był wyjątkowo męczący, aczkolwiek uśmiech na twarzy dzieci, był dla mnie wystarczającą nagrodą.
- Idę do toalety, zaraz wracam. - uśmiechnęłam się i skierowałam w stronę domku. Kiedy byłam niedaleko kuchni, coś przykuło moją uwagę.
- Więc... - usłyszałam głos Zayna. Wychyliłam się delikatnie zza ściany i zobaczyłam jego, rozmawiającego z Harry'm. Wszystko mówiło mi, że powinnam wrócić do ogrodu, bawić się z dzieciakami, jednak zostałam. - Ty i Ruby, to coś poważnego tak?
- Dlaczego tak uważasz? - zapytał, śmiejąc się cicho. - To tylko niania Leona, nic więcej.
Nie rozumiałam dlaczego było mi przykro. Między mną i Harry'm nie było przecież nic. Nie liczyłam na miłość, ale miałam jakaś cichą nadzieję, że jesteśmy bliższej relacji, niż pracownik - pracodawca. Liczyłam na to, że zostaniemy dobrymi przyjaciółmi, ale najwidoczniej dla niego zawsze będę tylko nianią.
Najciszej jak umiałam, wycofałam się z kuchni idąc wprost do ogródka. Przy plastikowym stole, w dalszym ciągu siedzieli wszyscy. Podeszłam do mojego brata, wyciągając rękę po klucz.
- Już idziesz? - zapytał, z wyraźnym zdziwieniem. Wzruszyłam ramionami, kiwając głową na tak. - Dlaczego?
- Jestem zmęczona. - wyjaśniłam, zaciskając dłoń na pęku kluczy, które dał mi Liam. Uśmiechnęłam się do wszystkich, kierując się w stronę bramki. Nie było powodu, abym z nimi siedziała, jestem przecież tylko nianią.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz