niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 8

Ostatnie kilka dni spędziłam na przygotowaniach do Wielkiej Imprezy Niespodzianki dla Leona, w skrócie WINDL. Nazwa nie bardzo przypadła do gustu moim wspólnikom, ale to ja tu byłam królową operacji, a oni nie mieli nic do gadania. Dzisiaj Zayn i Lou mieli za zadanie zająć się małym, Perrie i El miały przygotować i powysyłać zaproszenia, pod czas kiedy ja i Styles, wybieraliśmy tort. Nie wiedziałam, że to tak trudna i męcząca praca, dopóki nie stanęłam przed wyborem. Wpatrywałam się w dwa torty, stojące na ladzie przede mną. Oba był czekoladowe, gdyż zgodnie  z Harrym stwierdziliśmy, że to właśnie jest ulubiony smak Leona. Wielkością również były takie same, oba wielkie, niemal jak sam chłopiec. Różniły się jedynie tym, że jeden ozdobiony był figurkami i kształtami dinozaurów, a drugi samochodzikami.
- Jak myślisz, Harry? - zapytałam marszcząc brwi. Odwróciłam się w kierunku mojego towarzysza, zakładając ręce na biodra. - Który ci się bardziej podoba?
- Żaden. - wzruszył ramionami, rozglądając się po sklepie.
- To dobrze, bo ty nie masz gustu. Wybiorę sama. - postanowiłam, znacząco patrząc na jego koszulkę w żółto-czarne paski. W komplecie z czarnymi spodniami, myślę, że spokojnie mógł kandydować na miss ula.
- Ja nie mam gustu? - usłyszałam, tuż obok mojego ucha. Odwróciłam się przodem do niego, co jak się okazało, nie było wcale takim wspaniałym pomysłem jak sądziłam. Ręce Harry'ego zaplotły się na moich lędźwiach, przyciągając mnie do siebie jeszcze bardziej, chodź nie sądziłam, że było to możliwe. Przez te kilka dni, bardzo często zdarzało nam się naruszyć granice przestrzeni osobistej, zawsze jednak ktoś lub coś nam przerywało. Nie byłam pewna, czy to raczej dobrze, czy może źle. Z jednej strony, definitywnie ciągnęło mnie do niego i sama niejednokrotnie prowokowałam takie sytuacje, z drugiej nie byłam pewna czy to był dobry pomysł. Bądź, co bądź był moim pracodawcą, a naprawdę nie chciałam stracić tej fuchy z powodu jakiegoś głupiego romansu. Tu już nawet nie chodziło o pieniądze jakie zarabiałam u niego, a były one spore, chodziło przede wszystkim o Leona. Zależało mi na nim najbardziej na świecie i wiem, ze on też się do mnie przyzwyczaił. Stracił w swoim krótkim życiu już wystarczająco dużo, ważnych osób, a ja nie miałam zamiaru być kolejna.
Nasze czoła zetknęły się ze sobą, a oczy nie traciły kontaktu. Palcami prawej ręki, bawiłam się nitką wystającą ze szwu na jego ramieniu. Westchnęłam, kiedy jego nos, potarł o mój. Uśmiechnął się i delikatnie pocałował moje czoło, nos, prawy policzek, lewy policzek, brodę, sprawiając, że miałam ochotę tak po prostu przyciągnąć go za ten kudłaty łeb, żeby w końcu dotknąć jego ust. I kiedy miało to nastąpić, usłyszałam klaśnięcie. Oboje spojrzeliśmy w stronę lady, za którą stała rozanielona kobieta. Zabrałam ręce z ramiona Harry'ego i obróciłam się przodem do niej, przez co teraz moje plecy były ciasno przyciśnięte do jego torsu.
- Rozumiem, że szukają państwo tortu weselnego. - zaświergotała, schylając się pod ladę. - Mam tutaj kilka naprawdę pysznych i efektownych, jak ja to mówię, arcydzieł.
- Nie, my nie...- próbowałam zaprzeczyć, ale przerwał mi, wyraźnie rozbawiony sytuacją, Harry.
- Szukamy tortu dla dziecka. - stwierdził tak po prostu, kładąc głowę na moim ramieniu.
Kobieta nieco zaskoczona i nie ukrywajmy, zawiedziona, spojrzała najpierw na mój brzuch, a później na mnie, po czym prychnęła. Nie rozumiałam tego ani trochę, bo po pierwsze jestem dorosła, więc nawet jeśli dziecko, tak jak ona zapewne sobie myśli, było nasze, to przecież nic złego. A po drugie, jestem jej klientem. Co z zasadą : "nasz klient, nasz pan."
Styles chyba również zauważył dziwne zachowanie kobiety, bo poczułam jak jego klatka, delikatnie wibruje, a za uchem usłyszałam cichy chichot.
- Och, rozumiem. - kobieta raz jeszcze zmierzyła nas wzrokiem, po czym chłodno dodała. - Coś konkretnego?
- Mój siostrzeniec, kończy w przyszłym tygodniu sześć lat i szukamy czegoś na tą okazję.
Kiedy Harry, wyraźnie zaakcentował słowo "siostrzeniec", twarz kobiety ponownie rozświetlił uśmiech. Głupia baba.
- Rozumiem. - pokiwała głową. - Podejrzewam, ze żaden z wystawionych tortów, nie przypadł państwu do gustu?
- Właściwie, to ten jeden jest całkiem ładny. - zauważyłam, wskazując na tort z dinozaurami.
- Ale, to nie o to nam chodziło. - dokończył Harry, mocniej przyciskając mnie do siebie, przez co poczułam że zaraz zwymiotuje. - Leon bardzo lubi piłkę nożną.
- Dobrze. - sprzedawczyni przez chwilę stukała palcem o blat, intensywnie o czymś myśląc. - Chyba wiem, co mogło by państwu przypaść do gustu. Zaraz wracam.
Uśmiechnęła się i z gracją zniknęła za koralikową zasłoną.
- Możesz mnie puścić, proszę? - zaczęłam, rozplątując jego place. Poddał się, więc mogłam swobodnie stanąć obok niego. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili poczułam jak jego ręka oplata moje plecy, a po chwili jego dłoń wylądowała w tylnej kieszeni moich jeansów. Pisnęłam cicho, kiedy zacisnęła się, szczypiąc mnie.
- Zawarowałeś. Jesteśmy w miejscu publicznym. - warknęłam, łapiąc jego nadgarstek. - Łapy precz, ty perwersyjny dupku.
- Rozumiem, że gdybyśmy nie byli w miejscu publicznym, nie przeszkadzało by ci to. - zapytał, nachylając się w kierunku mojego ucha. Delikatnie pocałował moją skroń, a kiedy miałam go odepchnąć i przytoczyć paragraf o przestrzeni osobistej i jej naruszeniu, ale rozradowana kobieta, niosąca wielki album z Cholera Wie Czym, wróciła za ladę. Harry oczywiście nie zabrał ręki, a wręcz przeciwnie. Jego dłoń wydawała się "zadomowić" w mojej kieszeni i jak na potwierdzenie tego, co jakiś czas zaciskała się. Świetnie.
Nachyliłam się w jego stronę i szepnęłam: 
- Jeśli się nie odsuniesz, to przyrzekam, oskarżę cię o mobbing. 
Harry zaśmiał się radośnie, ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, zadzwonił jego telefon. Westchnął, wyciągają urządzenie ze SWOJEJ kieszeni, jednocześnie wyjmując rękę z mojej. Wyszedł ze sklepu, a ja od razu poczułam sie swobodniej. A przynajmniej do momentu, kiedy nie zobaczyłam kobiety, która patrzyła na mnie wyczekująco.
- To są torty, które są dostępne jedynie na zamówienie, ze względu na swój koszt.
- To nie stanowi problemu, mamy jeszcze ponad tydzień. 
- Wspaniale. - pokiwała głową. - Pani chłopak wspominał coś o piłce nożnej. 
Przytaknęłam, ignorując wzmiankę o chłopaku. Kobieta uśmiechnęła się promiennie, wertując kartki albumu.
- Myślę, że ten będzie idealny. 
Spojrzałam na zdjęcie które wskazywała palcem. Wielki, czarno-biały tort w kształcie półkuli wyglądał jak piłka. Był prosty, ale myślę, że Leon i jego koledzy z drużyny, którzy stanowią większą część gości, byliby zachwyceni. Kiedy czytałam krótki opis oraz listę składników, z zadowoleniem zauważyłam, że tort występuje w kilku smakach, w tym czekoladowym.
- Podoba mi się. - usłyszałam głos Stylesa, który stał teraz obok mnie. - Bierzemy go. 
- Oczywiście. - sprzedawczyni wyszczerzyła się, wyciągając spod lady kartkę i długopis. - Proszę wypełnić kartę zamówienia. Jeśli wpisze pan adres, tort zostanie dostarczony na miejsce w wybranej przez was godzinie. 
Harry pochylił się i zaczął wypełniać formularz. Kiedy skończył, uśmiechnął się do pani, oddając jej długopis. Pożegnaliśmy się grzecznie i wyszliśmy na rozgrzaną słońcem ulice. 
- Dzwonił Lou, żeby powiedzieć, że Leon dzisiaj u nich śpi, a jutra jadą do kina. 
- To znaczy, że masz cały dom wolny! - krzyknęłam uradowana, ale dopiero kiedy zobaczyłam jego rozbawiony wyraz twarzy, zrozumiałam jak głupio musiało to brzmieć.
- No proszę. I to niby JA, jestem zboczony i myślę tylko o jednym? - zaśmiał się, pokazując na siebie palcem i kręcąc głową z politowaniem. 
- Nie to miałam na myśli! - broniłam się, tupiąc nogą. 
- Ależ oczywiście, że nie. 
Westchnęłam zirytowana.
- Po prostu ostatnio wpadł mi do głowy pewien pomysł i...- zaczęłam, ale jego parsknięcie mi przerwało.
- Ja już wiem, jaki pomysł ci wpadł. 
- Przestań! - krzyknęłam, uderzając go dłonią w tył głowy. Jęknął, masując obolałe miejsce. - Leon śpi z tobą. Zastanawiałeś się kiedyś, dlaczego?
-Bo nie lubi spać sam? - zaproponował, uśmiechając się. - Ja też wolę z kimś.
- Czy u ciebie wszystko sprowadza się do jednego?! - wyrzuciłam ręce w powietrze. - Chodzi mi o to, że boi się ciemności. Kiedy zostałam z nim na noc, zasnął w pokoju sam, bo świeciła się lampka. Pomyślałam sobie, że jeśli coś by się u niego świeciło, wtedy spałby sam. 
- Czy to twój misterny plan, żeby pozbyć się Leona i zająć jego miejsce?
- Jesteś paskudny! - zacisnęłam zęby. 
- Oczywiście, że jestem. - uśmiechnął się, czochrając moje włosy. - Ale podoba mi się twój plan. Tylko co to ma do tego, że Leon nocuje poza domem?
- Mamy czas, żeby zrobić remont. -wzruszyłam ramionami. 
-Co? - wytrzeszczył oczy, kompletnie nie rozumiejąc o co mi chodzi.
-Zobaczysz. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz