Kiedy
posprzątałam łazienkę i upewniłam się, że dom nie śmierdzi
spalenizną, zmęczona rozsiadłam się na sofie. Sięgnęłam po
pilot i uruchomiłam wielką plazmę wiszącą na ścianie.
Bezmyślnie przełączałam kanały, w poszukiwaniu czegoś wartego
uwagi. Niestety, o tej godzinie leciały, albo filmy, które
widziałam już nieskończoną ilość razy, albo głupie programy
rozrywkowe, które nie były rozrywkowe ani trochę. Po przeleceniu
całej listy kanałów, zrezygnowana wcisnęłam kanał, na którym
leciał Shrek. Kiedy jeszcze Liam i ja mieszkaliśmy z rodzicami, w
tajemnicy przed nimi oglądaliśmy wszystkie możliwe bajki, a Shrek
nie był wyjątkiem. Nasi rodzice nie pochwalali telewizji,
twierdząc, że to nas ogłupia, więc telewizor w naszym domu służył
jedynie do oglądania wiadomości. Dźwięk otwieranych drzwi,
odwrócił moją uwagę od filmu. Harry upadł na kanapę, tuż obok
mnie.
- To był koszmar. - wymamrotał, luzując krawat.
Zaśmiałam się cicho, odwracając w jego stronę.
- Nie mogło być, aż tak źle.
- Uwierz mi. Było. - rzucił krawat na oparcie kanapy i zaczął rozpinać guziki koszuli. Wszystkie.
- Ej! kolego, wstrzymaj konie. - krzyknęłam, zasłaniając oczy.
- Nienawidzę koszul. - stwierdził. - Idę się przebrać, a ty w tym czasie załatw jakiś alkohol. Muszę się napić.
Wbiegł po schodach, a ja ruszyłam w stronę kuchni w poszukiwaniu jakiegoś trunku. Otwierałam kolejno wszystkie szafki, aż natrafiłam na butelkę czerwonego wina. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam je.
-Okej, teraz korkociąg. - mruknęłam, otwierając jedną z szuflad. Butelka prawie wypadła z mojej ręki, kiedy poczułam ciepły oddech na swojej szyi.
- W szufladzie pod piecem. - powiedział Harry, stojący tuż za mną. Zrobiło mi się dziwnie gorąco, kiedy zobaczyłam jego kompletnie odsłonięte ramiona, pokryte tatuażami. Krótkie, luźne spodnie, podobne do tych, które noszą koszykarze, luźno zwisały na jego biodrach. Szara bokserka odsłaniała jego umięśnione ramiona oraz wystające obojczyki.
- Przestraszyłeś mnie. - wymamrotałam, zachrypniętym głosem, ciągle gapiąc się na wytatuowane jaskółki.
- Przepraszam. - zaśmiał się cicho, wyciągając butelkę wina z mojej ręki. - Weź kieliszki, albo szklanki, czy co tam chcesz.
Przytaknęłam, odwracając się w kierunku szafek, w poszukiwaniu kieliszków, a Harry maszerował już w kierunku kanapy z winem w jednej ręce i korkociągiem w drugiej. Chwytając znalezione kieliszki ruszyłam w tym samym kierunku.
- Opowiadaj jak było. - opadłam na sofę obok niego, siadając po turecku. Poklepałam go po kolanie, uśmiechając się zachęcająco.
- Mówiłem już, że nudno. - zauważył, nalewając wino do kieliszka, który po chwili był w moich rękach. - Gdyby było inaczej, ciągle bym tam siedział.
- Albo... - zaczęłam, upijając łyk bordowego płynu. Poczułam lekko kwaskowaty smak. - impreza była świetna, ale ty tęskniłeś za mną. Już cię przejrzałam, Styles.
- A myślałem, że lepiej się z tym kryje. - uśmiechnął się szeroko, przekręcając swoje ciało tak, że siedzieliśmy prawie naprzeciwko siebie. Jedno ramię oparł na kanapie, a drugą rękę, w której trzymał kieliszek do połowy wypełniony winem, położył na swoim kolanie. - A skoro już jesteśmy w temacie imprez. Leon ma za niedługo urodziny, a ja kompletnie nie wiem co zorganizować. - westchnął. - Gemma co roku robiła mu jakieś wystrzałowe, tematyczne imprezy, a ja chyba nie do końca dam sobie radę z tym wszystkim sam.
- Pomogę ci! - zaoferowałam, nim zdążył dokończyć swoją wypowiedź. Jako dziecko marzyłam o przyjęciu urodzinowym, o którym wszyscy by mówili, ale nigdy nie miałam okazji takiego doświadczyć, dlatego sama myśl, że miałabym szansę takie urządzić, nawet jeśli nie dla mnie, była spełnieniem wszystkich moim marzeń. - Ile mamy czasu? Trzeba zorganizować jakiś tort! I wielki, dmuchany zamek! - zaczęłam wyliczać. - Myślę, że tematyka piratów, byłaby najlepsza. - postukałam palcem o brodę.
- Mamy jeszcze jakieś...- zaczął, ale byłam zbyt zajęta intensywnym myśleniem, aby go wysłuchać.
- Albo jeszcze lepiej! Niech, to po prostu będzie bal przebierańców! - podskoczyłam w miejscu z podekscytowania. Oczyma wyobraźni, widziałam chmarę poprzebieranych dzieci.
Harry chwycił moją brodę w swoją dłoń i nakierował moją twarz wprost na jego. Szczerzył się do mnie, jak głupi do sera, a ja kompletnie nie wiedziałam dlaczego. Mamy do zorganizowania najlepsze przyjęcie wszech czasów, a on zamiast planować, uśmiecha się nie wiadomo dlaczego.
- Spokojnie, mamy jeszcze dwa tygodnie. Jestem pewny, że zdążymy wszystko pozałatwiać. - pokiwał głową, w dalszym ciągu się uśmiechając. - Nie musisz tak skakać.
Uszczypnął mój policzek, tak jak robią to starsze ciocie. Chyba wszyscy na świecie, zgodnie tego nienawidzą. Nie byłam wyjątkiem.
- Przepraszam. - zarumieniłam się delikatnie, spuszczając wzrok na swoje palce, oplecione wkoło kieliszka. Dopiero teraz zrozumiałam, że zachowałam się jak dziecko. - Po prostu nigdy nie obchodziłam urodzin w taki widowiskowy sposób, chodź zawsze o tym marzyłam i dlatego cieszę się, że mogę zrobić coś takiego dla Leosia.
- Nie obchodziłaś urodzin? Dlaczego?
- Bo, to nie było coś, co moi rodzice pochwalali. - wzruszyłam ramionami, udając, że mnie to nie rusza. Ale ruszało. Nie miałam normalnego dzieciństwa i zdawałam sobie z tego sprawę. Widząc niezrozumienie na twarzy mojego rozmówcy, dodałam. - Moi rodzice nie uważają, żeby huczne urodziny, były czymś co jest potrzebne dziecku. Tak jak telewizja czy zabawki.
- To dziwne. - wzruszył ramionami.
- Moi rodzice?
- Też. - przytaknął głową, patrząc na punkt za moimi plecami. - Chodziło mi raczej o to, że zajmujesz się moim siostrzeńcem, a ja nic o tobie nie wiem.
- Płacisz mi niezłą sumkę, za opiekę nad twoim siostrzeńcem. - zauważyłam. - A też nic o tobie nie wiem.
Sięgnął po mój kieliszek i tak jak swój, odłożył go na szklany stolik. Odwrócił się całkowicie w moją stronę, siadając po turecku i patrząc na mnie wyczekująco. Wzruszyłam ramionami i również odwróciłam się przodem do niego, zgarniając moje włosy i wiążąc je gumką, którą zawsze noszę na nadgarstku, w wysokiego kucyka.
- Zagrajmy w dwadzieścia pytań.- zaproponowałam po dłuższej chwili bezczynnego gapienia się na siebie.
- Jak licealiści? - zapytał, unosząc brwi ze zdziwieniem. - Serio?
- Och, nie marudź! To najszybszy sposób na poznanie się.
- Nie zawsze, to co szybsze, jest lepsze. - znacząco poruszył brwiami, nachylając się delikatnie w moją stronę. Parsknęłam śmiechem, uderzając go w ramię. - Chociaż, szybkie też może być przyjemne.
Zaczerwieniłam się na jego perwersyjny ton. Jego donośny śmiech, wypełnił pomieszczenie. Z obawy przed obudzeniem Leona, smacznie śpiącego dosłownie piętro wyżej, zakryłam jego usta dłonią.
- Dziecko śpi! - warknęłam, dalej przyciskając dłoń do jego ust. Szybko jednak ją cofnęłam, kiedy poczułam coś mokrego na jej wewnętrznej stronie. - Czy ty mnie polizałeś?!
- Owszem.
- Jesteś niemożliwy.
- Nie ty jedna tak sądzisz. - mruknął, nachylając się po swój kieliszek i biorąc łyk wina.
- Okej, dość. - zakomunikowałam, wykonując stanowczy ruch ręką. - Zaczynaj.
Nie byłam specjalnie zaskoczona, kiedy usłyszałam jego pytanie, które oczywiście dotyczyło seksu. Ten człowiek nie miał w sobie za grosz wstydu, a po alkoholu jego otwartość znacznie wzrastała. Większość pytań jakie zadawaliśmy, było bez najmniejszego sensu, ale mimo to, można powiedzieć, że mieliśmy przy tym ubaw. Już od dłuższego czasu nie pilnowaliśmy kolejki, tylko po prostu zadawaliśmy sobie randomowe pytania. Kilka razy Harry oberwał poduszką, a moje policzki dostały kolejne porcje uszczypnięć, więc jestem niemal pewna, że były czerwone. Do tego wino, które teraz piliśmy prosto z butelki i gorąc panujący w pokoju, sprawiał, że czułam się jak dorodny pomidor.
- Co robisz, prócz zajmowania się Leonem?
- Maluje. - zaśmiałam się cicho. - Ku wielkiemu rozczarowaniu mojego ojca.
- Miał co do ciebie inne plany?
Jego długie palce, bawiły się końcem mojego kucyka. Nasze twarze były wyjątkowo blisko, ale postanowiłam to wszystko zwalić na alkohol. Co złego, to nie ja.
- Chciał, żebym była prawnikiem, tak jak on. Miałam iść na świetną uczelnię, taką, którą skończył on, odziedziczyć po nim kancelarię. Zaplanował mi już całe życie. Łącznie z mężem. - dodałam. - Zmusił mnie do spotykania się z Danem, jednym z synów jego szkolnego kolegi. Podobno był idealną partią dla mnie. Lekarz, wkrótce właściciel kliniki. Ideał, który mnie zdradził dwa dni po oświadczynach, które oczywiście musiałam przyjąć.
- Co zrobił, kiedy dowiedział się, że wolisz malować?
- To samo, co zrobił, kiedy dowiedział się, że Liam jest gejem. - spuściłam głowę. - Wyrzucił mnie z domu.
Ciepła dłoń pogładziła mój policzek. Delikatny dreszcz przeszedł moje ciało. Podniosłam twarz, co okazało się zgubne. Nasze nosy stykały się ze sobą, a oddechy pachnące alkoholem, były zmieszane. Krew w żyłach przyśpieszyła, aż w uszach mi szumiało. Położyłam swoją małą dłoń, na jego duże, pokrywającej cały mój policzek i zaczęłam delikatnie ją pocierać. Nachyliłam się do przodu, przyjemne łaskotanie wypełniło cały mój żołądek. Zamknęłam oczy, czekając na zetknięcie się naszych ust. Kiedy miało to nastąpić, usłyszałam przeraźliwy płacz, dochodzący z pietra. Zerwałam się jak oparzona, tak jak Harry i niemal ramię w ramię, wbiegliśmy po schodach.
- Już idę, kochanie! Już idę. - wyprzedziłam mojego towarzysza i wpadłam do pokoju, od razu przytulając rozpłakanego Leona. Usiadłam na łóżku, przyciskając chłopczyka do swojej piersi i cicho szepcząc. - Jestem, byłam na dole. Spokojnie.
Silna para rąk, owinęła mnie i Leona, stanowczo przysuwając nas do swojego torsu. Zrelaksowałam się w objęciach Harry;ego, czując że również chłopczyk znacznie się uspokoił.
- To był koszmar. - wymamrotał, luzując krawat.
Zaśmiałam się cicho, odwracając w jego stronę.
- Nie mogło być, aż tak źle.
- Uwierz mi. Było. - rzucił krawat na oparcie kanapy i zaczął rozpinać guziki koszuli. Wszystkie.
- Ej! kolego, wstrzymaj konie. - krzyknęłam, zasłaniając oczy.
- Nienawidzę koszul. - stwierdził. - Idę się przebrać, a ty w tym czasie załatw jakiś alkohol. Muszę się napić.
Wbiegł po schodach, a ja ruszyłam w stronę kuchni w poszukiwaniu jakiegoś trunku. Otwierałam kolejno wszystkie szafki, aż natrafiłam na butelkę czerwonego wina. Wzruszyłam ramionami i wyciągnęłam je.
-Okej, teraz korkociąg. - mruknęłam, otwierając jedną z szuflad. Butelka prawie wypadła z mojej ręki, kiedy poczułam ciepły oddech na swojej szyi.
- W szufladzie pod piecem. - powiedział Harry, stojący tuż za mną. Zrobiło mi się dziwnie gorąco, kiedy zobaczyłam jego kompletnie odsłonięte ramiona, pokryte tatuażami. Krótkie, luźne spodnie, podobne do tych, które noszą koszykarze, luźno zwisały na jego biodrach. Szara bokserka odsłaniała jego umięśnione ramiona oraz wystające obojczyki.
- Przestraszyłeś mnie. - wymamrotałam, zachrypniętym głosem, ciągle gapiąc się na wytatuowane jaskółki.
- Przepraszam. - zaśmiał się cicho, wyciągając butelkę wina z mojej ręki. - Weź kieliszki, albo szklanki, czy co tam chcesz.
Przytaknęłam, odwracając się w kierunku szafek, w poszukiwaniu kieliszków, a Harry maszerował już w kierunku kanapy z winem w jednej ręce i korkociągiem w drugiej. Chwytając znalezione kieliszki ruszyłam w tym samym kierunku.
- Opowiadaj jak było. - opadłam na sofę obok niego, siadając po turecku. Poklepałam go po kolanie, uśmiechając się zachęcająco.
- Mówiłem już, że nudno. - zauważył, nalewając wino do kieliszka, który po chwili był w moich rękach. - Gdyby było inaczej, ciągle bym tam siedział.
- Albo... - zaczęłam, upijając łyk bordowego płynu. Poczułam lekko kwaskowaty smak. - impreza była świetna, ale ty tęskniłeś za mną. Już cię przejrzałam, Styles.
- A myślałem, że lepiej się z tym kryje. - uśmiechnął się szeroko, przekręcając swoje ciało tak, że siedzieliśmy prawie naprzeciwko siebie. Jedno ramię oparł na kanapie, a drugą rękę, w której trzymał kieliszek do połowy wypełniony winem, położył na swoim kolanie. - A skoro już jesteśmy w temacie imprez. Leon ma za niedługo urodziny, a ja kompletnie nie wiem co zorganizować. - westchnął. - Gemma co roku robiła mu jakieś wystrzałowe, tematyczne imprezy, a ja chyba nie do końca dam sobie radę z tym wszystkim sam.
- Pomogę ci! - zaoferowałam, nim zdążył dokończyć swoją wypowiedź. Jako dziecko marzyłam o przyjęciu urodzinowym, o którym wszyscy by mówili, ale nigdy nie miałam okazji takiego doświadczyć, dlatego sama myśl, że miałabym szansę takie urządzić, nawet jeśli nie dla mnie, była spełnieniem wszystkich moim marzeń. - Ile mamy czasu? Trzeba zorganizować jakiś tort! I wielki, dmuchany zamek! - zaczęłam wyliczać. - Myślę, że tematyka piratów, byłaby najlepsza. - postukałam palcem o brodę.
- Mamy jeszcze jakieś...- zaczął, ale byłam zbyt zajęta intensywnym myśleniem, aby go wysłuchać.
- Albo jeszcze lepiej! Niech, to po prostu będzie bal przebierańców! - podskoczyłam w miejscu z podekscytowania. Oczyma wyobraźni, widziałam chmarę poprzebieranych dzieci.
Harry chwycił moją brodę w swoją dłoń i nakierował moją twarz wprost na jego. Szczerzył się do mnie, jak głupi do sera, a ja kompletnie nie wiedziałam dlaczego. Mamy do zorganizowania najlepsze przyjęcie wszech czasów, a on zamiast planować, uśmiecha się nie wiadomo dlaczego.
- Spokojnie, mamy jeszcze dwa tygodnie. Jestem pewny, że zdążymy wszystko pozałatwiać. - pokiwał głową, w dalszym ciągu się uśmiechając. - Nie musisz tak skakać.
Uszczypnął mój policzek, tak jak robią to starsze ciocie. Chyba wszyscy na świecie, zgodnie tego nienawidzą. Nie byłam wyjątkiem.
- Przepraszam. - zarumieniłam się delikatnie, spuszczając wzrok na swoje palce, oplecione wkoło kieliszka. Dopiero teraz zrozumiałam, że zachowałam się jak dziecko. - Po prostu nigdy nie obchodziłam urodzin w taki widowiskowy sposób, chodź zawsze o tym marzyłam i dlatego cieszę się, że mogę zrobić coś takiego dla Leosia.
- Nie obchodziłaś urodzin? Dlaczego?
- Bo, to nie było coś, co moi rodzice pochwalali. - wzruszyłam ramionami, udając, że mnie to nie rusza. Ale ruszało. Nie miałam normalnego dzieciństwa i zdawałam sobie z tego sprawę. Widząc niezrozumienie na twarzy mojego rozmówcy, dodałam. - Moi rodzice nie uważają, żeby huczne urodziny, były czymś co jest potrzebne dziecku. Tak jak telewizja czy zabawki.
- To dziwne. - wzruszył ramionami.
- Moi rodzice?
- Też. - przytaknął głową, patrząc na punkt za moimi plecami. - Chodziło mi raczej o to, że zajmujesz się moim siostrzeńcem, a ja nic o tobie nie wiem.
- Płacisz mi niezłą sumkę, za opiekę nad twoim siostrzeńcem. - zauważyłam. - A też nic o tobie nie wiem.
Sięgnął po mój kieliszek i tak jak swój, odłożył go na szklany stolik. Odwrócił się całkowicie w moją stronę, siadając po turecku i patrząc na mnie wyczekująco. Wzruszyłam ramionami i również odwróciłam się przodem do niego, zgarniając moje włosy i wiążąc je gumką, którą zawsze noszę na nadgarstku, w wysokiego kucyka.
- Zagrajmy w dwadzieścia pytań.- zaproponowałam po dłuższej chwili bezczynnego gapienia się na siebie.
- Jak licealiści? - zapytał, unosząc brwi ze zdziwieniem. - Serio?
- Och, nie marudź! To najszybszy sposób na poznanie się.
- Nie zawsze, to co szybsze, jest lepsze. - znacząco poruszył brwiami, nachylając się delikatnie w moją stronę. Parsknęłam śmiechem, uderzając go w ramię. - Chociaż, szybkie też może być przyjemne.
Zaczerwieniłam się na jego perwersyjny ton. Jego donośny śmiech, wypełnił pomieszczenie. Z obawy przed obudzeniem Leona, smacznie śpiącego dosłownie piętro wyżej, zakryłam jego usta dłonią.
- Dziecko śpi! - warknęłam, dalej przyciskając dłoń do jego ust. Szybko jednak ją cofnęłam, kiedy poczułam coś mokrego na jej wewnętrznej stronie. - Czy ty mnie polizałeś?!
- Owszem.
- Jesteś niemożliwy.
- Nie ty jedna tak sądzisz. - mruknął, nachylając się po swój kieliszek i biorąc łyk wina.
- Okej, dość. - zakomunikowałam, wykonując stanowczy ruch ręką. - Zaczynaj.
Nie byłam specjalnie zaskoczona, kiedy usłyszałam jego pytanie, które oczywiście dotyczyło seksu. Ten człowiek nie miał w sobie za grosz wstydu, a po alkoholu jego otwartość znacznie wzrastała. Większość pytań jakie zadawaliśmy, było bez najmniejszego sensu, ale mimo to, można powiedzieć, że mieliśmy przy tym ubaw. Już od dłuższego czasu nie pilnowaliśmy kolejki, tylko po prostu zadawaliśmy sobie randomowe pytania. Kilka razy Harry oberwał poduszką, a moje policzki dostały kolejne porcje uszczypnięć, więc jestem niemal pewna, że były czerwone. Do tego wino, które teraz piliśmy prosto z butelki i gorąc panujący w pokoju, sprawiał, że czułam się jak dorodny pomidor.
- Co robisz, prócz zajmowania się Leonem?
- Maluje. - zaśmiałam się cicho. - Ku wielkiemu rozczarowaniu mojego ojca.
- Miał co do ciebie inne plany?
Jego długie palce, bawiły się końcem mojego kucyka. Nasze twarze były wyjątkowo blisko, ale postanowiłam to wszystko zwalić na alkohol. Co złego, to nie ja.
- Chciał, żebym była prawnikiem, tak jak on. Miałam iść na świetną uczelnię, taką, którą skończył on, odziedziczyć po nim kancelarię. Zaplanował mi już całe życie. Łącznie z mężem. - dodałam. - Zmusił mnie do spotykania się z Danem, jednym z synów jego szkolnego kolegi. Podobno był idealną partią dla mnie. Lekarz, wkrótce właściciel kliniki. Ideał, który mnie zdradził dwa dni po oświadczynach, które oczywiście musiałam przyjąć.
- Co zrobił, kiedy dowiedział się, że wolisz malować?
- To samo, co zrobił, kiedy dowiedział się, że Liam jest gejem. - spuściłam głowę. - Wyrzucił mnie z domu.
Ciepła dłoń pogładziła mój policzek. Delikatny dreszcz przeszedł moje ciało. Podniosłam twarz, co okazało się zgubne. Nasze nosy stykały się ze sobą, a oddechy pachnące alkoholem, były zmieszane. Krew w żyłach przyśpieszyła, aż w uszach mi szumiało. Położyłam swoją małą dłoń, na jego duże, pokrywającej cały mój policzek i zaczęłam delikatnie ją pocierać. Nachyliłam się do przodu, przyjemne łaskotanie wypełniło cały mój żołądek. Zamknęłam oczy, czekając na zetknięcie się naszych ust. Kiedy miało to nastąpić, usłyszałam przeraźliwy płacz, dochodzący z pietra. Zerwałam się jak oparzona, tak jak Harry i niemal ramię w ramię, wbiegliśmy po schodach.
- Już idę, kochanie! Już idę. - wyprzedziłam mojego towarzysza i wpadłam do pokoju, od razu przytulając rozpłakanego Leona. Usiadłam na łóżku, przyciskając chłopczyka do swojej piersi i cicho szepcząc. - Jestem, byłam na dole. Spokojnie.
Silna para rąk, owinęła mnie i Leona, stanowczo przysuwając nas do swojego torsu. Zrelaksowałam się w objęciach Harry;ego, czując że również chłopczyk znacznie się uspokoił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz