- Cholera. - wymamrotałem, po raz kolejny próbując zawiązać krawat, z marnym skutkiem. Męczyłem się z tym od dobrych dwudziestu minut i jestem niemal pewien, że przeczytałem już prawie wszystkie poradniki w internecie. Nie pomagał mi w tym kołnierzyk ciasno zapiętej, białej koszuli, który sprawiał, że czułem się duszony. Zirytowany do granic możliwości, spojrzałem na zegarek. Ruby powinna być lada moment, tak jak moja taksówka. Nie miałem najmniejszej ochoty iść na jakąkolwiek imprezę, a zwłaszcza na imprezę urodzinową. Nawet nie lubiłem dziewczyny, która dzisiaj obchodziła swoje dwudzieste urodziny. Była jedną z tych, które uważały, że skoro ich piosenka została wykorzystana w reklamie pasty do zębów, to śmiało może nazywać się gwiazdą muzyki pop.
Spojrzałem na drzwi, kiedy usłyszałem dźwięk przekręcanego klucza. Ruby wkroczyła do domu zgięta w pół, ciężko łapiąc oddech.
- Autobus mi uciekł, musiałam jechać następnym. - wymamrotała, łapiąc się za lewą stronę brzucha. - O Jezus, chyba mam wylew.
- Słaba kondycja? - nabijałem się z niej, jednocześnie nalewając wody do szklanki. Pełne naczynie przesunąłem po blacie w jej kierunku, patrząc jak chwile później je opróżnia, wcześniej majtając ciche "dzięki". - Biegłaś tu z przystanku i złapałaś taką zadyszkę? To jakieś pięć minut spacerem.
- Nie krytykuj mnie. Lepiej powiedz, dlaczego ubrałeś się jak na pogrzeb. Myślałam, ze idziesz na urodziny.
- Bo idę. - wzruszyłem ramionami. - Zawiążesz mi krawat?
- Naprawdę uważasz, że dwudziestoletnia dziewczyna, chce żeby ludzie przychodzili na jej urodziny w garniturze, z miną jakby ich zsyłali do syberyjskiego obozu pracy?
- Jestem jej szefem, jak mam się ubrać?
- Jesteś też młodym facetem, nie chcesz chyba żeby miała cię za rozgoryczonego dziada.
- Nie lubię jej. - poskarżyłem się i jestem pewien, że wyglądem teraz jak Leon, kiedy nie chce zjeść warzyw.
- Myślałam, że lubisz wszystkie kobiety. - podeszła do mnie, chwytając za końce zwisającego na mojej szyi, krawatu.
- Też tak myślałem, a później poznałem ją. - zacząłem, ale widząc jej roześmianą minę, dodałem. - A później ciebie, a wtedy już wiedziałem, że nie da się wszystkich lubić.
Zrobiła zszokowaną minę, uderzając mnie w ramię, ale chwile później roześmiała się radośnie, wiążąc mój krawat. Kiedy skończyła, spojrzała na mnie. Od kilku dni nasze relacje znacznie się poprawiły, można powiedzieć, że się lubiliśmy. W dalszym ciągu sprzeczaliśmy się i dokuczaliśmy sobie na każdym kroku, ale teraz wynikało to raczej ze wzajemnej sympatii. Może to śmieszne, a wręcz dziecinne, ale naprawdę uwielbiałem ją denerwować. Coraz częściej łapałem się na myśleniu o niej, jak o dziewczynie. To znaczy, od początku wiedziałem, że jest atrakcyjna, ale nawet przez myśl nie przeszło mi, to że moglibyśmy umówić się na randkę, na przykład. A teraz, zdarzało mi się wyobrażać, że robimy razem rzeczy, których przyjaciele robić nie powinni.
- O której planujesz wrócić?
- Za godzinę.
Spojrzała na mnie karcąco.
- Nie przesadzaj. Nawet jeśli jej nie lubisz, to pamiętaj, że to jej urodziny. Bądź miły.
- Postaram się. - odburknąłem, sięgając po marynarkę, leżącą na oparciu krzesła. - Okej, więc ja idę. Leon jest na górze i bawi się w pokoju.
POV Ruby
Kiedy drzwi zamknęły się za Harry'm, skierowałam się w stronę schodów. Można powiedzieć, że się stresowałam. To pierwszy raz kiedy miałam zostać z Leonem tak późno wieczorem, a do tego czekała mnie noc spędzona w domu Stylesa. Wiedziałam, że kiedyś nadejdzie taki moment, ale miałam nadzieję, że stanie się to później. Z opowiadań Horana, wiem że Harry nie szczędził sobie imprez i uwielbiał towarzystwo kobiet, zanim został prawnym opiekunem Leona. Dlatego też, boje się że dzisiaj, kiedy wypije trochę alkoholu, wrócą jego stare nawyki i przyprowadzi do domu jakąś lafiryndę. Co wtedy zrobię? Będę musiała zabrać małego do siebie, ale znowu tłuc się autobusem o późnych godzinach, to nie najlepszy pomysł.
Potrząsnęłam głową, chcąc odgonić nieprzyjemne myśli. Nie powinnam mieć aż tak złego zdania o Harry'm.
- Hej, maluchu. - Zaświergotałam, otwierając drzwi do pokoju chłopca. Leon siedział na ziemi i bawił się plastikowymi żołnierzami. - Może zrobimy coś dobrego na kolację?
- Ruby! - rzucił się na mnie z wielkim uśmiechem. - Zrobimy pizzę?
- Jeśli tylko masz ochotę na pizzę, to dostaniesz pizzę. - cmoknęłam go w policzek, przenosząc jego ciałko na moje plecy. - Trzymaj się mocno.
Wyszłam na korytarz, poprawiając małego. Ostrożnie stawiałam kroki na schodach, w duchu modląc się aby się nie potknąć. Miałam do tego dużą tendencję, a upadek ze schodów, z dzieckiem na plecach, mógł się skończyć tragicznie. Gdyby Leonowi coś się stało, myślę, że Harry by mnie zabiła.
Odetchnęłam z ulgą, kiedy stanęłam na ostatnim ze schodków. Radosnym krokiem przemierzyłam przedpokój, wchodząc w część kuchenną. Posadziłam chłopca na blacie, który oddzielał kuchnię od reszty domu i sama odwróciłam się w stronę lodówki. Schyliłam się na wysokość zamrażarki i otworzyłam ją. Zimne powietrze buchnęło w moją twarz, miałam przez chwilę wrażenie, że zamraża mi oczy, a brwi pokrywa szron. Za dużo bajek.
Wyciągnęłam spód do pizzy i kopniakiem zamknęłam drzwiczki chłodziarki. Leon spoglądał na mnie z ciekawością, siedząc na krawędzi blatu i majdając nogami.
- Mamy już spód. - położyłam kawałek zamrożonego ciasta, na desce, leżącej obok chłopca. - Z czym będzie ta pizza?
Podeszłam do lodówki po raz kolejny. Otworzyłam, tym razem większe drzwi i stanęłam obok, gestem ręki prezentując przed chłopcem jej zawartość.
- Z sosem. I serem.
Pstryknęłam palcami, wyciągając wymienione składniki.
- Co dalej? Kukurydza? - zapytałam, wskazując żółtą puszkę. Pokręcił głową, na nie. - Szynka?
- Fuj.
- Okej. - pokiwałam delikatnie głową, spoglądając do wnętrza lodówki. - Więc co?
- Ser.
-To już wiem kochanie, ale co jeszcze?
- Sos.
- A oprócz tego? - zaczynałam się stresować, że może wymyśli jakiś składnik z kosmosu. Oczyma wyobraźni widziałam, jak szybko go ubieram i razem biegniemy w tą ciemnicę do najbliższego marketu, bo żadem miejscowy spożywczy nie jest otwarty o godzinie dwudziestej w sobotę.
- Nic.
- Dobrze. - przygryzłam wargę, rozglądając się po kuchni w poszukiwaniu tarki. Otworzyłam jedną z dolnych szafek. O, jest! Wyciągnęłam srebrny przyrząd, kładąc go na blacie. wyciągnęłam jeszcze talerzy i jakiś nieostry nóż, podeszłam do Leona.
- Ty smarujesz, ja trę. Wchodzisz w to?
Wyciągnęłam w jego stronę dłoń ze sztućcem, a kiedy przytakując, chwycił ode mnie nóż, sama zajęłam się ucieraniem sera. Przygotowanie posiłku z tym chłopcem było czystą przyjemnością. No dobrze, może nie do końca czystą, bo wszystko wkoło było upaprane sosem i serem, ale można powiedzieć, że bawiliśmy się wspaniale. Kiedy pizza była w piekarniku, razem ruszyliśmy do łazienki. Mieliśmy pół godziny nim danie będzie gotowe, więc zgodnie uznaliśmy, że to wspaniały czas na kąpiel.
Kiedy chłopczyk stał na dywaniku w łazience, w samych majtkach, ja po raz kolejny wsadziłam łokieć do wody, upewniając się, że ma ona odpowiednią temperaturę. Postarałam się o dużą ilość piany, wiedząc jak bardzo dzieci ją lubią.
- Wskakujesz, golasie? - zapytałam, wyciągając do niego ręce. Energicznie pokiwał głową, rzucając majtki w kąt łazienki. Pomogłam mu wejść do wanny i wsypałam kilka zabawek. Kiedy on wesoło się pluskał, ja zbierałam porozrzucane ubrania. Kosz był już niemal pełen, więc postanowiłam puścić pranie. Biorąc pod uwagę stertę ilość ubrań, jaką dziennie brudził Leon, myślę że Harry nie nadąża z praniem i prasowaniem.
Cały czas zerkając w stronę wanny, zaczęłam sortować brudy. Mały świetnie się bawił, pluskając wodą na wszystkie strony, a ja widząc jego radość, nie miałam serca zwracać mu uwagi.
Odmierzyłam odpowiednią ilość proszku, puszczając urządzenie. Odetchnęłam z ulgą, odwracając się w stronę wanny.
- Wychodzimy? - zapytałam, klękając na dywaniku przed wanną. - Woda już pewnie dawno jest zimna.
-Nie chce.
- Siedzisz tu już prawie pół godziny. - zaśmiałam się. - Wyrośnie ci błona między palcami i skrzela.
Leon zrobił przerażoną minę, wyciągając rękę z wody i dokładnie przyglądając się swojej pomarszczonej dłoni.
- Tak się tylko mówi. - zauważyłam, starając się zahamować śmiech.
Sięgnęłam po duży, puszysty ręcznik i szczelnie owinęłam nim chłopca. Delikatnie potarłam jego ramionka, sięgając po piżamę leżącą na zamkniętej klapie toalety. Ubrałam go w komplet w dinozaury i wzięłam na ręce. Wyszłam z łazienki, kierując się w stronę jego pokoju.
- Nie! - krzyknął, kręcąc głową.
- Co,"nie"?
- Nie tam. Ja śpię z wujkiem. - powiedział stanowczo, nadal kręcąc głową.
- Wujek dzisiaj wróci późno.
- Zaczekam na niego. - oznajmił. - Ja śpię z wujkiem.
Dokładnie przyjrzałam się jego małej twarzyczce. Miał zaciętą minę. Ustąpiłam.
- Dobrze, więc idziemy do sypialni.
Zagryzłam wargę, ruszając w stronę pokoju. To pierwszy raz kiedy miałam tam wejść. Zawsze szanowałam czyjąś prywatność i miałam na uwadze to, że może Harry wcale nie chce, żebym przebywała w jego sypialni. Ale teraz to była inna sytuacja. Leon tego chciał.
Nie wiem czego właściwie się spodziewałam, ale jasna i przestronna sypialnia, nieco mnie zaskoczyła. Wielkie łóżko było oczywiście nie zaścielone. Posadziłam Leona w zwałach pościeli i sięgnęłam po pilot, aby włączyć mu bajki.
- Ruby?
- Tak kochanie? - zapytałam, nie odrywając wzroku od telewizora, na którym szukałam kanału z bajkami.
- Kiedy będzie pizza?
Moje oczy podwoiły swój rozmiar, a pilot wypadł z ręki.
- O Jezu. - mruknęłam pędząc w stronę kuchni. Już na schodach czułam zapach spalonego sera, a z kuchni wydobywał się dym. Szybko otworzyłam wielkie drzwi na taras, a następnie wbiegłam go kuchni, rozmachując dym. Otworzyłam piekarnik, zakładając rękawice na dłoń. Pizza przypominała teraz wielki kawał brykietu, który w dodatku syczał. Z niesmakiem wyciągnęłam ją z urządzenia i natychmiast wrzuciłam do kosza. Otworzyłam wszystkie okna w kuchni i ruszyłam na górę.
- Niestety nasza pizza nie nadaje się już do niczego, ale...- przerwałam kiedy zobaczyłam, że jego oczy są zamknięte. - Chyba byłeś zmęczony.
Przykryłam go kołdrą i ucałowałam w czoło. Wyszłam z pokoju.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz