piątek, 11 kwietnia 2014

Rozdział 4

Z uwagą przyglądałem się drobnej dziewczynie, która stała teraz na samym środku mojej kuchni z papierową torbą w wyciągniętej ręce.
- Co to jest? - zmarszczyłem brwi ze zdziwienia. 
- Śniadanie. Dla ciebie, do pracy. - wyjaśniała, jakby to była najoczywistniejsza oczywistość. 
- Nie musiałaś, ale dziękuję. Odbierzesz Leona?
Przyjąłem od niej pakunek i dalej jej się przyglądałem. 
- Po to mnie zatrudniłeś. 
- Nie zatrudniłem cię, sama się zatrudniłaś. - parsknąłem, kręcąc głową z powątpiewaniem. Dalej nie wiem jak doszło do takiej sytuacji. Codziennie odmawiam ludziom, zarządzam firmą, a ona tak po prostu...sama się zatrudniła.
 - Ciebie też miło widzieć Harry. - dziewczyna uniosła brew i skrzyżowała ręce na piersiach, patrząc na mnie.
- Chyba nie sądzisz, ze mógłbym ją zatrudnić! - spojrzałem na Perrie jak na obłąkaną psychicznie kobietę, nie było nawet takiej opcji, żebym przyjął do pracy taką babę. - Przecież ona ma nierówno pod sufitem! - pokręciłem ręką w okolicy swojej głowy, żeby pokazać jak bardzo szajbnięta jest Ruby.- Kuku na muniu!  
- Nie bądź nie miły! - skarciła mnie. - Leon ją lubi!
Spojrzałem na malca siedzącego na moich kolanach, a ten tylko energicznie pokiwał głową. Przeniosłem wzrok na Ruby, która przyglądała mi się przez chwilę po czym uśmiechnęła się ukazując niemal cały swój zgryz i oznajmiła:
- Zgadzam się. 
- Co? - zapytałem lekko zdezorientowany. Zgadza się z tym, że jest nienormalna? 
- Przyjmuję twoją ofertę. Przyjdę jutro z samego rana. 
Zaklaskała w dłonie, podskakując radośnie wybiegła z pomieszczenia, niczym sarna. Okej?
- Ale ja nie złożyłem ci ŻADNEJ oferty! Hallo! 

I tak właśnie skończyłem z tą obłąkaną dziewuchą w kuchni. Zawitała do mych progów pół godziny temu. Zegarek wskazywał 6.30, a ona zdążyła zrobić już drugie śniadanie dla mnie i Leona, kawę i wstawiła pranie. Może, gdyby nie jej paskudny charakter, byłbym zadowolony. Tymczasem przez ostatnie trzydzieści minut dowiedziałem się, że źle używam pralki, niedokładnie prasuję ubrania, a mój ekspres do kawy bulgocze nie tak jak powinien, ja sam też jestem do dupy gospodarzem i ogólnie mój dom to rozpacz i nędza.
- Ale skoro już tu jesteś, musisz wiedzieć że Leon jest bardzo nieufny. Może nie będzie chciał zostać pod twoją opieką, dama rozumiesz lubi cię, ale cię nie zna. - gestykulowałem rękami, szukając odpowiednich słów opisujących sytuacje z Leonem. - To, że bawił się z tobą bawił kiedy byliście ze znanymi mu ludźmi, nie znaczy że teraz się do ciebie zbliży, wiesz on naprawdę...
Głośny chichot wypełnił pomieszczenie, odgłos bosych stóp odbijających się od parkietu i na końcu cmok, typowy dla całusa w policzek.
- Ruby!
 Leon mocno oplatał szyję panny Payne, swoimi małymi ramionkami, a ona podtrzymywała jego ciało w powietrzy.
- Ciebie też miło widzieć, szkrabie. - wymamrotałem niezadowolony, tym że chłopczyk nawet nie zwrócił na minie uwagi, zbyt pochłonięty uściskami niebieskowłosej. Co on w niej widział? Okej, była ładna, ale dla niego chyba jednak troszkę za stara. Poza tym, to właśnie ja ogrzewałem go każdej nocy, to ja chodzę z nim do łazienki, kiedy boi się potworów i to ja myje jego włosy! Nie ona! Ja! - Pójdę się przygotować do pracy, a wy możecie... - nawet na mnie nie spojrzeli. - A wy dalej możecie mnie ignorować, czy coś.
POV RUBY
Czubkiem trampka, rozgrzebywałam żwir pod moimi stopami. Spojrzałam na zegarek oplatający mój lewy nadgarstek. Dokładnie kiedy duża wskazówka zrównała się z małą, zabrzmiał dzwonek. Leon kończy lekcję o dwunastej i chodź wcześniej musiał siedzieć z innymi dziećmi na świetlicy, teraz nie było takiej potrzeby. Wraz z chmarą dzieci wybiegł i on. Przez chwilę z przerażeniem rozglądał się po wielkim parkingu, zapewne myśląc że o nim zapomniałam, ale gdy jego oczy napotkały moją sylwetkę natychmiast jego twarz rozświetlił wielki uśmiech.
- Przyszłaś po mnie! - uradowany, podbiegł do mnie i oplótł moje uda swoimi ramionami, wtulając twarz w mój brzuch.
- Oczywiście, że przyszłam, szkrabie. - rozczochrałam jego włoski i podniosłam palcem jego brodę. - I mam dla ciebie propozycję.
- Jaką? - zmarszczył brwi, intensywnie myśląc.
- Co powiesz na lody i plac zabaw?
Wielki uśmiech pojawił się na jego małej twarzyczce, ukazując piękne dołeczki, które najwidoczniej były cechą wspólną w ich rodzinie.
- Jeeeej! 
- Uznam to za tak.
Chwyciłam jego rączkę i razem ruszyliśmy w kierunku jednej z miejscowych kawiarni. Była stosunkowo niedaleko, a desery jakie w niej serwowali, były zdecydowanie najlepsze jakie miałam okazje spróbować. Ciepły wystrój pomieszczenia i wszechobecny zapach, świeżo parzonej kawy, sprawiał że to miejsce miało swój klimat.
Mały dzwoneczek wypełnił pomieszczenie, kiedy pchnęłam duże szklane drzwi. Od progu przywitał nas uśmiech starszej pani stojącej za ladą. Odwzajemniłam jej gest i podeszłam w jej kierunku. 
- Dzień dobry, - grzecznie skinęłam głową w jej kierunku, po czym przeniosłam spojrzenie na menu wiszące za nią. 
- Dzień dobry, dzień dobry! - kobieta zaświergotała spoglądając na małego Leosia, który siedział teraz na krześle barowym po mojej lewej stronie. Chłopczyk uśmiechną się do niej i zaklaskał w dłonie:
- Chciałbym lody! 
- Lody? A jaki smak, kochaniutki? - zapytała nachylając się w jego stronę.
- Czekoladowe. - oznajmił, ale po chwili zastanowienia dodał. - i śmietankowe! Mogę dwa? 
Nadzieja w jego oczach, sprawiła, że głośno się zaśmiałam.
- Oczywiście, że możesz. - pogłaskałam jego zarumieniony policzek i spojrzałam na kobietę. - A dla mnie małą kawę z mlekiem. 
Przyniosę do stolika. 
Wzięłam Leona za rękę, pomagając mu zeskoczyć z wysokiego krzesła i razem ruszyliśmy w stronę stolika przy oknie. Dosunęłam jego krzesło do blatu, kiedy już zajął swoje miejsce, następnie usiadłam naprzeciwko niego.
- Jak minął twój dzień? - zapytałam, podpierając podbródek na dłoni.
Spuścił głowę, a jego twarz wyraźnie posmutniała.
- Dobrze. - mruknął.
- Nie wygląda, jakby było "dobrze". - zauważyłam, zestresowana tym czego mogłam się dowiedzieć.- Co się stało?
- Nic, ja po prostu nie lubię tam chodzić. - wzruszył ramionami. - Wolałbym zostawać w domu. 
Zaśmiałam się głośno, kręcąc głową. Typowy uczeń.
- Chyba każdy wolałby siedzieć w domu. 
- Nie każdy. - mruknął, bawiąc się palcami. - Wujek Harry woli chodzić do pracy, niż siedzieć w domu ze mną.
Powiedział to z tak wielkim żalem, że moje serce się skurczyło. Brzmiał bardzo poważnie, tak jakby naprawdę Harry wolał pracą, niż jego. Co oczywiście było mylne. Nigdy nie widziałam, żeby ktoś patrzył na kogoś z tak wielką miłością, z jaką Harry patrzy na Leona. Wielokrotnie podkreślał, że Leon jest dla niego wszystkim, co potwierdzał prawie każdym gestem, skierowanym w stronę chłopca. 
- To nie prawda. - podniosłam jego podbródek, aby patrzył na mnie i dobrze mnie zrozumiał. - Wujek Harry bardzo cię kocha. I nie możesz nawet myśleć, że jest inaczej, dobrze? 
- Naprawdę? 
- Oczywiście, że tak. Jestem tego w stu procentach pewna. 
Do naszego stolika podeszła starsza pani z tacą wypełnioną naszym zamówieniem. Chłopczyk natychmiast zabrał się za pałaszowanie swoich lodów, a jego humor natychmiast się polepszył. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz