środa, 9 kwietnia 2014

Rozdział 3

Delikatnie pogładziłem głowę Leona i szczelnie przykryłem go kołdrą. Zmęczonymi oczami spojrzałem na zegar. Dochodziła druga w nocy, a ja czułem, że nie zniosę ani chwili dłużej przed laptopem. Od kilku godzin przygotowywałem wszystkie niezbędne materiały dotyczące kontraktu z jednym z zespołów, który teraz ma być promowany przez naszą wytwórnię. To najważniejszy projekt w tym roku i najbardziej czasochłonny. Upiłem kolejny łyk kawy, która już dawno zdarzyła wystygnąć i teraz była wręcz obrzydliwa. Złączyłem palce i wyprostowałem ręce przed sobą. Kości wydały charakterystyczne chrupnięcia. Opuszki palców niemal odpadały od ciągłego bębnienia w klawiaturę, ale na szczęście zostało mi jeszcze tylko kilka stron do napisania i będę mógł dołączyć do Leona, który od pięciu godzin smacznie spał tuż obok mnie.

Przeniosłem spojrzenie na ekran laptopa, a wszystkie literki zlewały się ze sobą,  co tylko potwierdziło moje przypuszczenia. Dziś już nic nie napiszę. Zamknąłem klapę komputera i wyłożone brązowymi kafelkami, całe zagracone zabawkami Leona. Podniosłem siatkę i zacząłem wyławiać zabawki z wanny. Kaczki, plastikowe figurki superbohaterów, łódź, samochody i kilka innych, dziwnych przedmiotów. Na obudowie wanny poustawiane były małe kubeczki, a w nich różnego rodzaju mieszanki płynów. Ulubioną zabawą Leona, było mieszanie wszystkich specyfików w różnych kombinacjach i jak sam twierdził, robienie z nich mikstur. Robił przy tym wielki bałagan, a do tego co trzy dni, musieliśmy chodzić do sklepu po nowy płyn i szampon.

Kiedy kolejna zabawka wyślizgnęła mi się z rąk, tym razem jednak uderzając w moją stopę, z sykiem odskoczyłem od wanny i upuściłem worek z zabawkami wprost do wody, postanowiłem, że zajmę się tym jutro. Teraz zdecydowanie nie mam na to siły, dlatego chwyciłem świeżą parę spodenek do spania i ruszyłem na dół, do łazienki w której znajdował się prysznic.







- Na pewno wszystko masz? - zapytałem, poprawiając mały kołnierzyk od koszuli chłopca. -  Drugie śniadanie?

- Tak.

- Okej, w takim razie miłego dnia, maluchu. - uśmiechnąłem się szeroko, wskazując palcem na mój policzek. - Czekam.

Leon zaśmiał się, dając mi soczystego całusa w policzek.

- Kocham cię, Harry.

- Ja ciebie też, maluszku, ja ciebie też.

Ostatni raz przytuliłem go mocno i patrzyłem, jak razem z innymi dzieciakami, wbiega do budynku. Jeszcze chwilę stałem, upewniając się że nie przybiegnie z powrotem. Wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę wytwórni.

Dziewczyna, której imienia nie pamiętam, stała za ladą recepcji i uśmiechała się szeroko.

- Dzień dobry, szefie.

- Dzień dobry. Jest już Malik? - zapytałem czekając, aż wyda mi klucz do biura, jak na mój gust zanadto się do mnie szczerząc i wypychając ostentacyjnie swój tyłek, kiedy sięgała po klucz.

- Tak, przyszedł chwilę temu. - mruknęła, znacznie tracąc zapał, gdy zauważyła że nie zwracam na nią uwagi. Nigdy nie mieszałem się w romans z pracownicami lub podopiecznymi. Nigdy. - Proszę bardzo.  Kawy?

- Tak, dziękuję.

Podała mi klucz, a ja jak najszybciej ruszyłem w stronę swojego biura. Usiadłem przy biurku, wyjmując laptopa z torby i włączając go. Wpisałem hasło i szybko kontynuowałem, to czego wczoraj nie miałem siły kończyć. Chwilę później do mojego gabinetu weszła kobieta niosąc kawę. Dzisiejszy dzień zapowiadał się pracowicie i męcząco.

Przetarłem zmęczone oczy i spojrzałem na zegarek o mało co nie dostając zawału. Była godzina 16:10, co oznaczało, że mam dokładnie dwadzieścia minut na odebranie Leona, nim zamkną przedszkole. Nie ma szans, żebym dojechał tam tak szybko, więc wyciągnąłem telefon i wybrałem numer do Perrie.

- Harry?

- Kochanie ty moje najwspanialsze, najcudowniejsza kobieto na świecie...

- O co chodzi Harry?

- Jesteś zajęta?

- Tak, właśnie robię herbatę Leonowi.

- Skąd ty wiedziałaś, że...

- Dzwoniłam do Zayna godzinę temu i powiedział, że jeszcze siedzisz w biurze, więc kazałam mu odebrać Leona. To źle?

- Jesteś aniołem.

- Wiem.

Odłożyłem telefon na biurko, w myślach dziękując za to jakich mam przyjaciół. Bardzo mi pomogli dostosować się do nowej sytuacji, zwłaszcza Perrie i El. Szybko dokończyłem zapisałem dokumenty, spakowałem laptopa i ruszyłem do auta, zostawiając klucz od biura na ladzie recepcji. Wyjechałam z parkingu, ostrożnie cofając, żeby nie przyhaczyć o jeden z koszy na śmieci, tak jak ostatnio. Włączyłem płytę Coldplay i ruszyłem w stronę mieszkania Malików. Zayn mieszkał w jednym z apartamentowców, więc nim wjechałem na podziemny parking, musiałem wpisać kod, który znałem już na pamięć.

Skinieniem głowy przywitałem się z ochroniarzem i wsiadłem do jednej z wind, naciskając guzik z numerem piętra. Kiedy dojechałem, wyciągnąłem telefon. Było po osiemnastej.

- Wejdź. - Zayn wpuścił mnie do środka swojego mieszkania i ruszył w stronę salonu. - Chcesz coś do picia?

- Nie, dzięki. Gdzie Leon?

- Poszedł do Nialla i Liama.

Niall, to brat Perrie, a Liam to jego narzeczony. Są bardzo sympatyczni i Leon z jakiegoś powodu uwielbia z nimi przebywać.

- Harry, nie zrozum mnie źle, uwielbiam odbierać Leona, ale myślę że powinieneś pomyśleć o zatrudnieniu niani. - Perrie spojrzała na mnie znad kuka z herbatą. Usiadłem obok niej na jednej z wielkich kanap. - Macie teraz dużo na głowie.

- Wiem. - mruknąłem patrząc na swoje dłonie. - Szukałem niani, ale trafiałem na same nieodpowiedzialne, które myślały tylko o tym, żeby zaciągnąć mnie przed ołtarz. To chore.

Wzdrygnąłem się na samo wspomnienie wszystkich tych kobiet.

- Znam kogoś, kto by się na to nadawał.

- Kogo?-Szczerze wątpiłem, że ktoś mógłby zająć się Leonem lepiej niż ja. Nie ufam nikomu obcemu, moze jestem nadopiekuńczy, ale on jest teraz wszystkim co się liczy w moim życiu i nie mogę pozwolić żeby coś mu się stało.

- Ruby, to siostra Liama i jest naprawdę sympatyczna. - Przez chwilę próbowałem sobie przypomnieć, skąd kojarzę to imię, ale koniec, końców dalej nie wiem. - Od tygodnia mieszka razem z nimi, ale szuka czegoś swojego i przydadzą jej się pieniądze, a z Leonem ma wspaniały kontakt.

- Nie wiem czy to dobry pomysł.

Dźwięk otwieranych drzwi i śmiechy, wypełniły mieszkanie. Leon wbiegł do salonu i od razu wskoczył na moje kolana.

- To świetny pomysł i masz nawet okazję zrobić, to teraz! Ruby!

Spojrzałem w tą samą stronę co Perrie. W drzwiach stała niska dziewczyna w spodniach i koszuli flanelowej upaćkanej farbą. Jej włosy wydawały się czarne, ale można było doszukać się granatowych przebłysków. Spojrzałem na jej twarz wykrzywioną w kpiącym uśmieszku i wtedy sobie przypomniałem przypomniałem.

- No chyba sobie żartujesz, przecież to wariatka!

- Ciebie też miło widzieć Harry.

1 komentarz: