poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Rozdział 17

Przyłożyłam kolejną sukienkę do ciała, stojąc przed krzywo zawieszonym lustrem. Dzisiaj rano Liam i Niall pomogli mi przenieść resztę moich klamotów i teraz mogłam oficjalnie powiedzieć, że mam swój kąt. Co prawda mieszkanie wymagało jeszcze wiele pracy. W pokoju znajdowało się tylko łóżko, kilkanaście kartonów wypełnionych moimi ubraniami, reszta niezłożonych jeszcze mebli i lustro, które zawiesiłam dosłownie chwilę temu. Były właściciel zdążył wyremontować jedynie łazienkę i kuchnie, przed swoją śmiercią. Smutne, ale przynajmniej nie musiałam załatwiać swoich potrzeb w wiadrze.
Zirytowana odrzuciłam trzecią już sukienkę na łóżko, grzebiąc w kartonie za kolejną. Tym razem padło na czarną, bawełnianą sukienkę z plecami z koronki. Na grubych ramiączkach i bez dekoltu. Przygryzłam wargę, gładząc jej materiał i spoglądając na swoje odbicie. Sukienka wydawała się być odpowiednią. Nie była jakoś wyjątkowo skromna, ale też nie była wyzywająca. Odłożyłam ją na łóżko, przeciągając biały, luźny podkoszulek przez głowę. Przez chwilę rozważałam założenie stanika, jednak decydując się na pójście bez niego. Szybko włożyłam sukienkę i zapięłam zamek z boku. Materiał nie był przylegający, od wcięcia w talii w dół, sukienka była delikatnie rozkloszowana i sięgała przed kolano. Podrapałam się po nosie, rozglądając się za butami. Wcześniej wyciągnięte, czarne szpilki na platformie, stały obok futryny. Wcisnęłam je na bose stopy, ponownie wracając do lustra. Całość prezentowała się dobrze. Włosy spięte w wysoki kok, odsłaniały wzór na koronce z tyłu.
Spojrzałam na telefon, z przerażeniem odkrywając że Harry powinien być tu lada moment. Pędem ruszyłam do łazienki, po drodze łapiąc kosmetyczkę. Czerwona szminka była moim jedynym makijażem. Spryskałam się perfumami i wróciłam do pokoju szukając czegoś co mogłabym ubrać na ramiona. Padło na czarny żakiet. Do ręki wzięłam jedynie telefon, na ekranie zamigała wiadomość od Harry'ego informująca mnie, że jest już pod kamienicą. Z kluczami w ręce ruszyłam do drzwi.Gdy już upewniłam się, że są zamknięte, umieściłam pojedynczy kluczyk pod sylikonową obudową telefonu i wsunęłam go do kieszeni żakietu.
Chłodne powietrze dmuchnęło mi w twarz, kiedy wyszłam przez stare, drewniane drzwi na zewnątrz. Harry stał oparty o czarny samochód z uśmiechem na ustach. Biała wyprasowana koszula była włożona w czarne jeansy, a na ramionach miał równie czarną marynarkę. Nie ubrał krawatu, bo zapewne nie potrafił go zawiązać, ale to dobrze, przynajmniej nie będzie się czuł niekomfortowo.
- Hej. - uśmiechnęłam się, stając przed nim.
Chwycił poły mojego żakietu i stanowczo przyciągnął mnie do siebie. W ostatniej chwili odwróciłam głowę, przez co jego usta trafiły na policzek. Zmarszczył brwi w niezrozumieniu. Uśmiechnęłam się, bawiąc się jego kołnierzykiem.
- Nie całuję się na pierwszej randce. - wyjaśniłam, nonszalancko wzruszając ramionami.
- Żartujesz. - mruknął, sunąc nosem po moim policzku w kierunku ust. Zrobiłam krok w tył. - Ty nie żartujesz.
Uśmiechnęłam się, na co tylko wywrócił oczami. Otworzył dla mnie drzwi od strony pasażera i kiedy wsiadała, ucałował mój kark, zamykając je za mną. Zajęłam wygodny fotel, patrząc jak okrąża auto i wsiada na miejsce kierowcy.
- Zapnij pasy.
Przytaknęłam, wykonując jego polecenie.
- Gdzie jedziemy?
- Do restauracji. - uśmiechnął się, kładąc dłoń na moim kolanie. - Mam nadzieję, że jesteś głodna.
- Zawsze jestem głodna. - zauważyłam, kładąc rękę na jego i pocierając kłykcie. Palcem wskazującym przejechałam po odznaczających się żyłach. - Myślisz, że sobie poradzą?
- Kto? - zmarszczył brwi, ze skupieniem patrząc na drogę.
- Liam i Niall. Z Leonem.
Liam był bardzo opiekuńczy, podobnie jak Niall, ale mimo to martwiłam się, że sobie nie poradzą. Potrafią być też niesamowicie dziecinni, co w połączeniu z chłopcem i jego głupimi pomysłami, jest zabójcze.
- Myślę, że tak. - ścisnął moje kolano. Nie martw się już o to. To ma być miły wieczór.
Bez przekonania pokiwałam głową. Przed wyjściem dałam Liamowi dokładne wytyczne, co może a czego nie może robić oraz instrukcje jak postępować w danych sytuacjach, ale mimo tego, ciągle czułam strach.
- Nie stresuj się tym. - zatrzymał się na światłach, pochylając w moją stronę. Złożył kilka małych pocałunków na mojej szczęce. - Dzisiaj nie jesteś nianią, chyba że bardzo chcesz, to wieczorem możesz być moją nianią.
- Żadnego całowania na pierwszej randce.
- Nie wspomniałaś nić o lizaniu.
Sugestywnie poruszył brwiami , oblizując czubek mojego nosa. Zaśmiałam się, jedną ręką uderzając go w ramię, a drugą wycierając twarz z jego śliny.
- Światła ci się zmieniły, zboczeńcu.
Przygryzłam warg, obserwując jak Harry parkuje przed dużym budynkiem. Zgasił silnik, wyjął kluczyki i wyszedł z pojazdu. Za pomocą jego ramienia, sama również wygramoliłam się z auta. Razem ruszyliśmy do dużych, szklanych drzwi. Powitał nas uśmiech młodej kobiety.
- Rezerwacja na nazwisko Styles. - Harry zaczął, odwzajemniając jej uśmiech.
- Proszę za mną. - skinęła na nas głową i poprowadziła przez rzędy różnych stolików, aż do jednego w samym kącie. - Kelner za chwilę przyniesie wasze karty.
Zniknęła, zostawiając nas samych. Rozejrzałam się po dużym pomieszczeniu. Na wysokim suficie znajdywał się wielki, kryształowy żyrandol. Całe pomieszczenie pomalowane było w kolorze wanilii, a wszędzie były jakieś bordowe akcenty, między innymi obrusy licznych stołów, były w tym kolorze. W tle słychać było skrzypce i kilka innych instrumentów. Wzrok ludzi, znacznie starszych, spoczywał na naszej dwójce, co nie pozwalało mi czuć się komfortowo. Harry też chyba to czuł, ponieważ wiercił się na swoim stołku. Do stolika podszedł kelner i z wielkim uśmiechem podał nam bordowe karty dań.Skinął głową i oddalił się. Otworzyłam na pierwszej stronie i oczy niemal wyszły mi z orbit gdy zobaczyłam cenę przystawek. To znaczy, zgaduję że to przystawki, ponieważ nie zrozumiałam ani jednego słowa.
- Um, Harry? - szepnęłam.
Podniósł na mnie wzrok znad karty.
- Tak?
- Nie mam pojęcia co te nazwy oznaczają. - przygryzłam wargę, ze zdenerwowania.
Mój towarzysz wyraźnie się rozluźnił. Nachylił się nad stołem w moją stronę, z wielkim uśmiechem.
- Ja też nie.
- Kebab? - zapytałam z nadzieją, skubiąc rąbek obrusu. Rozejrzał się po lokalu, ze zmarszczonymi brwiami.
- Kebab. - przytaknął, wstając i ciągnąc mnie za sobą w stronę wyjścia, niezważająca na dziwne spojrzenia innych. Pokazałam język jednej ze starszych, nadętych kobiet, które lustrowały moją sukienkę, po czym szybko wybiegłam przez szklane drzwi.


- O MÓJ BOŻE, jakie to pyszne. - mruknęłam, przeżuwając ugryziony kawałek mięsa.
Wieczór był bardzo ciepły, więc teraz siedzieliśmy na jednej z ławek, jedząc kebaby i wpatrując się w oświetloną Tamizę. Sięgnęłam ręką po napój i pociągnęłam łyk przez rurkę. Bąbelki czerwonej oranżady połaskotały moje gardło.
Harry przytaknął, gryząc kawałek swojego kebaba w cieście. Zaśmiałam się, sięgając po serwetkę, kiedy sos wypłynął i ubrudził jego brodę. Wytarłam go i wyrzuciłam zużytą serwetkę do kosza na śmiecie, obok ławki.
- Lepsze niż te głupie francuskie przystawki. - mruknął, trącając mnie ramieniem. - Jesteś pierwszą dziewczyną, która woli kebaba na ławce w parku, niż francuską restaurację. Serio.
- Opowiedz mi o sobie. - postanowiłam, przysuwając się do niego. - Opowiedziałam ci o mojej chorej rodzinie i porażce w miłości. Teraz ty.
Przez chwilę siedział ze zmarszczonymi brwiami, ale w końcu uśmiechnął się lekko i odwrócił bardziej w moją stronę.
- Moja rodzina jest raczej normalna. Pomijając rozwód rodziców, który nie był w sumie jakimś tragicznym przeżyciem, bo mama szybko znalazła sobie świetnego faceta. - wzruszył ramionami. - Miałem tylko jedną dziewczynę, tak na poważnie.Byliśmy nawet zaręczeni.
- Co się z nią stało? - zapytałam cicho. Miałam nadzieję, że nie było to coś tragicznego.
- Kazała mi wybierać. - powiedział. Widząc moją zdezorientowaną minę dodał. - Między nią i Leonem. Powiedziała, że albo oddam go mojej mamie, albo zrywa zaręczyny. To śmieszne, że w ogóle pomyślała, że mógłbym ją wybrać. - prychnął, obejmując mnie ramieniem.
- Suka. - Skomentowałam, kładąc głowę na jego ramieniu. - Nawet nie wie ile straciła. Ale to dobrze.
- Dobrze? - zmarszczył brwi w kompletnym niezrozumieniu.
- Tak, bo teraz to ja was mam. - mruknęłam, całując mocno jego usta.
- A co z "żadnego całowania na pierwszej randce"? - wymruczał, odchylając się kawałek.
- Milcz. - warknęłam, przyciągając go stanowczo do moich ust.

1 komentarz: