Po raz kolejny wybrałem numer Ruby, jednocześnie dokładnie sprawdzając każde pomieszczenie w domu. Nigdzie nie było Leona. Mój żołądek skurczył się, przez co czułem jakbym miał zaraz zwymiotować. Spociły mi się ręce, a w uszach szumiało. Nagłe przypływy gorąca, wcale w tym wszystkim nie pomagały.
- Czego chcesz Harry? - zirytowany głos zabrzmiał w słuchawce i z jakiegoś powodu przyniósł mi chociaż minimalne ukojenie.
Przełknąłem ślinę i odezwałem się, drżącym głosem.
- Leon zniknął.
W słuchawce zapadła cisza. Po raz kolejny otworzyłem drzwi jego pokoju, z nadzieją, że może siedzi pod łóżkiem i śmieje się z mojej głupoty i braku predyspozycji do gry w chowanego. Jednak, niestety, nic z tego.
- Co masz na myśli, mówiąc, że zniknął? - zapytała, jej głos zadrżał, a oddech znacząco przyśpieszył. - To nie jest śmieszne.
- A czy ktoś się śmieje? - zapytałem, a łza spłynęła po moim policzku. Szybko ją otarłem i pociągnąłem nosem. - Daleko mi do tego.
- Boże, ty nie żartujesz. - szepnęła. - Zaraz ta będę.
Schowałem telefon do tylnej kieszeni spodni i zbiegłem na dół. Jeszcze raz przejrzałem wszystkie pomieszczenia na parterze, przy okazji zjadając wszystkie swoje paznokcie. Wyciągnąłem telefon i wystukałem szybko wiadomość do reszty moich znajomych, na wypadek gdyby Leon pojawił się u nich. Chwilę później dostałem masę wiadomości zwrotnych, ale gdy w żadnej nie pojawiła się informacja o pobycie chłopca, nawet nie kłopociłem się z odpisywaniem. Nie to było teraz ważne.
Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Ruby, walcząca z parasolką, która widocznie nie chciała się złożyć.
- Sprawdzałeś wszędzie? - zapytała, ostatecznie rezygnując z kolejnej próby i po prostu rzuciła parasol na ziemię. Przytaknąłem głową, zagryzając wargę. - Cholera, cholera, cholera.
Patrzyłem jak krąży w kółko po pokoju, masując swoje skronie. Stanęła w miejscu, zakładając ręce na biodra i intensywnie zmarszczyła czoło.
- Trzeba to zgłosić na policję. - mruknęła, wymijając mnie i idąc do kuchni. Kiedy miałem za nią podążyć, rozdzwonił się dzwonek do drzwi.
Westchnąłem, otwierając drewnianą powłokę. Liam wparował do pomieszczenia, a zaraz za nim Niall. Obaj byli bladzi.
- Dostaliśmy twoją wiadomość. Zgłosiłeś to na policję?
- Ruby właśnie dzwoni. - wskazałem na kuchnie, gdzie dziewczyna właśnie przytakiwała, gestykulując rękami.
- Dobrze, okej. - Liam potarł swoje skronie, chodząc naokoło.
Pierwszy raz zobaczyłem, jak bardzo on i Ruby byli do siebie podobni. Przynajmniej ich gesty, zachowania i reakcje na pewne rzeczy, były niemal identyczne. Jak ja i Gemma. Na samo wspomnienie o siostrze, ścisnęło mnie w sercu. Gdyby żyła, nie doszłoby do takiej sytuacji. Ona nigdy by do tego nie dopuściła. Zawiodłem ją. Na całej linii, zawiodłem.
Podskoczyłem, gdy drobna ręka znalazła się na moim ramieniu. Odwróciłem się w kierunku niskiej dziewczyny, a jej drobne ciało, przylgnęło do mojego. Oplotłem ją rękami, całując w czoło. Moje ciało rozluźniło się i przez chwilę wierzyłem, że wszystko będzie dobrze. Dopóki nie usłyszałem jej cichego szlochu.
- A co jeśli go nie znajdą? - wymamrotała w moją klatkę piersiową. Podniosłem jej twarz, kładąc dłonie na jej zaróżowionych policzkach.
- Nie myśl tak nawet. - oparłem jej czoło o swoje. - Co powiedzieli policjanci?
- Że zaraz tu będą. Mamy przygotować jakieś aktualne zdjęcie.
Zacząłem intensywnie myśleć, gdzie do cholery włożyłem albumy ze zdjęciami.
- Mam kilka w torebce. - powiedziała cicho. Zmarszczyłem brwi. - Wczoraj wywołałam te z urodzin.
Odsunęła się ode mnie i sięgnęła po torebkę leżącą na kanapie. Wygrzebała z niej grubą, szarą kopertę. Jej zawartość wysypała na stół, wybierając z pośród setek fotografii, jedną. Podszedłem do niej, spoglądając na zdjęcie. Leon zdmuchiwał świeczki ze swojego tortu, uśmiechając się szeroko. Serce ścisnęło mi się na samą myśl, że mógłbym już nigdy nie zobaczyć tego małego chłopca. Był całym moim światem.
Żwawo ruszyłem w stronę drzwi, po drodze zakładając kurtkę. Nie mogłem czekać, musiałem go znaleźć. Teraz.
- Gdzie ty idziesz? - Liam spojrzał na mnie, marszcząc brwi. - Pada.
- Znaleźć moje dziecko. - mruknąłem, w drzwiach mijając się z dwójką policjantów. Wyszedłem na ciemną ulicę, a deszcze niemal natychmiast mnie zmoczył. Znajdę cię.
Ruby POV
Kiedy za Harry'm zamknęły się drzwi, usiadłam na kanapie. Nie docierała do mnie rozmowa mojego brata z policją. Byłam zbyt zajęta intensywnym myśleniem, nad tym gdzie mógł być Leon. Od dłuższego czasu był dla mnie kimś więcej niż tylko dzieckiem którym się opiekuje. Tak jak Harry stawał się kimś więcej niż moim pracodawcom.
Poczułam jak obok mnie ugina się kanapa, pod czyimś ciężarem.
- Zawieźć cię do domu? - w niebieskich oczach Horana, błyszczała troska.
Pokręciłam głową. Nie mogłabym teraz siedzieć w domu. Za bardzo się w to wszystko zaangażowałam. W życie tej rodziny. Oszalałabym będąc z dala od tej sprawy. Codzienne spędzanie czasu z Leonem sprawiło, ze stał się dla mnie niemal jak moje własne dziecko. Żadna matka nie mogłaby znieść zniknięcia jej dziecka. Łza spłynęła po moim policzku, kiedy tylko pomyślałam o moim życiu bez Leona. Nie wytrzymałabym tego.
Nagle w mojej głowie oświeciła się lampka. Zerwałam się na równe nogi, wyciągając telefon z tylnej kieszeni. Szybko wybrałam numer starszej pani, mając nadzieję, że odbierze. Nie zawiodłam się, bo już po chwili słyszałam jej zaspany głos.
- Halo?
- Dobry wieczór. - zaczęłam. - Z tej strony Ruby.
- Och, kochanie. - powiedziała ciepło. - Coś się stało?
- Nie, to znaczy tak. - poprawiłam się szybko. - Jak daleko od kawiarni, pani mieszka?
- Mieszkam nad nią. - wyjaśniła. - Kochanie, o co chodzi? Wątpię abyś miała ochotę na moje ciasto o tej godzinie.
- Leon zniknął. - mój głos zadrżał. - I sądzę, że właśnie do pani pójdzie.
- Już sprawdzam.
Usłyszałam, świsty i jej przyspieszony oddech. Trzask drzwi i skrzypienie schodów.
- O mój boże, Leon! - usłyszałam jej przytłumiony głos, zgrzyt zamka i dzwoneczek sygnalizujący otwarcie kawiarni. Przełożyłam telefon do drugiej ręki. - Jest tutaj. Jest!
Westchnęłam z niewyobrażalną ulgą. Kamień spadł mi z serca, a na ustach pojawił się wielki uśmiech. Policjanci, mój brat i jego chłopak, spojrzeli w moim kierunku, a ja pokiwałam energicznie głową ze łzami szczęścia w oczach.
- Zaraz po niego będę.
Rozłączyłam się i wykręciłam numer Stylesa. Odebrał od razu, gdy tylko dowiedział się o znalezieniu chłopca, przyrzekam, że usłyszałam jego cichy szloch. Kazałam mu czekać pod szkołą, tam gdzie stał i wybiegłam z domu chwytając kluczyki do jego auta. Odpaliłam i ruszyłam we wskazane miejsce. Starałam się prowadzić ostrożnie, ze względu na deszcz, ale z podekscytowania i radości, pędziłam jak wariat.
Kiedy tylko Harry ujrzał samochód, ożywił się. Poczekał aż go zatrzymam i zajął miejsce kierowcy.
- Gdzie on jest? - zapytał, nie kryjąc uśmiechu.
- Pamiętasz ja mówiłam ci o jego ulubionej kawiarni? - pokiwał głową. - Właśnie tam.
- O tej godzinie?
Wzruszyłam ramionami, podjeżdżając pod lokal. Zgasiłam auto i razem udaliśmy się do kawiarni. W środku paliła się jedynie mała lampka. Na jednym z foteli siedziała właścicielka, a na jej kolanach, wtulony w nią Leon, okryty kocem.
- Zasnął. - wyjaśniła, podając go Harry'emu.
Pokiwałam głową z wielkim uśmiechem, obserwując jak Styles wynosi chłopca z lokalu, wprost do samochodu, wcześniej cicho dziękując kobiecie.
- Jest pani aniołem. - powiedziałam, mocno ją tuląc. - Dobranoc i do zobaczenia.
Wyszłam z kawiarni, machając do właścicielki. ślizgnęłam się na siedzenie kierowcy, obserwując jak przemoczony do suchej nitki, Harry, obejmuje równie mokrego Leona, całując jego włosy. Harry nie krył swoich łez, cały czas mamrocąc do chłopca, jak bardzo go kocha. Ta scena sprawiała, że moje serce rosło. Włączyłam ogrzewanie i szybko dojechałam pod, jak się okazało, pusty już dom.
Podążyłam za Harrym, do jego sypialni. Położył Leona na łóżku, chcąc przykryć go kołdrą, ale zaprotestowałam.
- Idź się wykąpać i przebrać. - wytłumaczyłam. - Ja przebiorę Leona, jesteście mokrzy.
Przytaknął, wyciągając ubrania z komody i udał się do łazienki. Ja natomiast rozebrałam chłopczyka, najdelikatniej jak tylko mogłam. Mokre ciuchy położyłam na podłodze pod drzwiami łazienki, kiedy szłam do pokoju Leona, po piżamę. Wróciłam i przystąpiłam do ubierania go. Udało mi się bez przerywania jego snu.
- Dziękuję. - usłyszałam za sobą. Odwróciłam się trafiając w ramiona Harry'ego. Wtuliłam się w niego ponownie dzisiejszego dnia, a on odwzajemnił uścisk. - Tęskniłem za tobą. Zostaniesz?
- Nie jestem pewna, czy powinnam.
Zaśmiał się delikatnie, odsuwając się kawałek. Przez chwilę patrzyliśmy się w swoje oczy, a dystans między naszymi twarzami malał. Opuścił powieki, kiedy duże dłonie Harry'ego znalazły się na moich policzkach. Potarł swoim nosem o mój. Poczułam jego gorący oddech i w oczekiwaniu zwilżyłam wargi koniuszkiem języka. Jęknęłam, kiedy jego środkowe palce, pogładziły miejsce za moimi uszami. Mój puls przyśpieszył, a serce zabiło tak mocno, że przez chwilę myślałam, że złamie mi żebro. Stanęłam na palcach, sapiąc w uldze, kiedy pulchne usta, spotkały się z moimi w delikatnym pocałunku. Niepewnie zaczęłam bawić się loczkami na jego karku. Zamruczał w moje usta, oblizując moją górną wargę. Spodziewałam się pogłębienia pocałunku, on jednak odchylił się, odrywając nasze usta od siebie. Cmoknął mój nos, uśmiechając się radośnie.
- Z całą pewnością, powinnaś.
Więc zostałam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz