Natarczywe szarpanie za włosy, zmusiło mnie do otwarcia oczu. Zamrugałem kilkakrotnie, aby odzyskać ostrość widzenia. Uśmiech wkradł się na moje usta, gdy zobaczyłem zwisającego nade mną Leona, który zaplatał moje kręcone włosy na swoich drobnych palcach i delikatnie za nie ciągnął. Można powiedzieć, że przez ostatnie trzy miesiące, była to nasza poranna rutyna.
- Dzień dobry piracie. - Mój głos ciągle był zachrypnięty od sny, odchrząknąłem i spojrzałem na małego chłopca, który szeroko się uśmiechał.
- Dzień dobry kapitanie. - odpowiedział, przykładając małą, wyprostowaną dłoń do swojego czoła, salutując. Był taki śmieszny.
Spojrzałem na zegarek stojący na szafce po mojej lewej stronie. Czerwone cyfry wskazywały godzinę 8:22.
Wróciłam spojrzeniem na Leona i szybko przyciągnąłem go do siebie. Mocno przytuliłem go do swojej klatki piersiowej, a on zaczął się śmiać. Uwielbiałem ten dźwięk i cieszyłem się, że coraz częściej mam szansę go słyszeć.Wiele się zmieniło w ostatnim czasie. Kiedyś za każdym razem jak znikałem na dłużej niż dziesięć minut, on wpadał w histerię, teraz już bez problemu zostaje w przedszkolu.
Po wypadku Leon stał się bardzo wrażliwy. Moje serce pękało, za każdym razem kiedy zanosił się płaczem przez sen, bo znowu śniła mu się mamusia. Koszmary ustały, gdy pozwoliłem malcowi spać ze sobą.
- Dlaczego już nie śpisz? Jest jeszcze bardzo wcześniej, a dzisiaj mamy wolne. - zapytałem delikatnie głaszcząc go po plecach. Uwielbiał, to. Zawsze przed snem i po obudzeniu, jeśli tylko był czas, kazał sobie rysować rysunki na plecach, albo po prostu głaskać się.
- Jestem troszkę głodny.
Oparł łokcie o moją klatkę piersiową, głowę opierając na złączonych dłoniach i uśmiechną się niewinnie.
- Troszkę? - zmarszczyłem nos.
- Troszkę bardzo! - wykrzyczał, a na potwierdzenie tych słów, pogłaskał się po brzuchu.
- Tak właśnie myślałem, łakomczuchu. - potarłem oczy ręką i spojrzałem na niego z uśmiechem. - To co? Kierunek kuchnia?
- Ai ai, kapitanie!
Stanąłem przed łóżkiem, odwrócony tyłem. Delikatnie się pochyliłem, a następnie energicznie wyprostowałem, kiedy poczułem jego drobne ciało na moich plecach.Poprawiłem go i upewniając się że trzyma się mocno, ruszyłem do kuchni.
Posadziłem go na blacie i oparłem się dłońmi po obu jego stronach. Stykaliśmy się teraz czołami i całując go po eskimosku* zapytałem:
- To na co masz ochotę?
- Na tosta. - przytaknąłem głową. - Z Nutellą.
- Okej. - odepchnąłem się od blatu i odwróciłem się w stronę szafek. Otworzyłem dokładnie każdą z nich, przeszukując je dokładnie. W żadnej jednak nie znalazłem słoiczka z kremem czekoladowym. - Hmmm. Tu go nie ma. Nie ruszaj się, pójdę sprawdzić w spiżarni, okej?
- Dobrze.
Ruszyłem w stronę pomieszczenia pod schodami, co chwilę oglądając się za siebie, żeby upewnić się że Leon nie kręci się, lub nie balansuje na krawędzi blatu. Nie chciałbym, żeby coś mu się stało. Już wystarczając teraz wycierpiał, nie potrzebne nam było jeszcze złamanie jakiejś kończyny, a chłopczyk jest nadzwyczaj ruchliwym dzieckiem.
Pociągnąłem za sznureczek, zapalając żarówkę. Przejrzałem regały na których znajdowały się różnego rodzaju konserwy, makarony lub jakieś domowe specyfiki Anne, w tym różnego rodzaju dżemy i powidła.
Odsunąłem jeden ze słoiczków z masłem orzechowym, jednak za nim również nie było Nutelli. Westchnąłem ciężko biorąc do ręki dżem malinowy - jedyny smak dżemu, który podpasował Leonowi, zgasiłem światło w schowku i z dwoma słoiczkami - masłem orzechowym i dżemem, wróciłem do kuchni. Młody majdał nóżkami we wszystkie strony, jednak nie poruszył się w żaden inny sposób.
- Jest tylko masło orzechowe. - wyciągnąłem przed siebie lewą rękę, w której znajdowało się smarowidło. - I dżem malinowy. - pomachałem mu przed noskiem słoiczkami, uśmiechając się przepraszająco. - Może być?
- Nie. - energicznie zaprzeczył głową, krzyżując na piersi swoje małe rączki. - Chcę Nutellę.
- Och Leoś, a co ja ci poradzę? Nie mamy Nutelli.
- Więc chodźmy do sklepu.
Już otwierałem usta, żeby zaprzeczyć, kiedy on zrobił to, co robił zawsze. Spojrzał na mnie maślanymi oczkami, które tak bardzo przypominały oczy mojej zmarłej siostry. Jej również nigdy nie potrafiłem odmówić.
- No dobrze. Niech ci będzie. - Malec zaklaskał w dłonie, radośnie podskakując. - W takim razie musimy się przebrać, bo ludzie w sklepie mogą się przestraszyć, twoich dinozaurów.
Wziąłem materiał jego piżamy między dwa palce, skinieniem głowy pokazując na kształty dinozaurów. Leon zaśmiał się i zaczął warczeć jak rasowy dinozaur.
Pociągnąłem za klamkę, aby upewnić się że drzwi są zamknięte. Włożyłem kluczyki do tylnej kieszeni czarnych spodni i zbiegłem po trzech schodkach. Leon siedział na swoim niebieskim rowerku, kręcąc dłońmi jakby odpalał motor, wydając przy tym stosowne dźwięki. Poczochrałem jego głowę, żeby zwrócić jego uwagę.
- Chcesz jechać rowerem?
Leon potrząsnął energicznie głową, jakby jazda rowerem, była jego największym marzeniem.
- Ale wiesz, że jeżeli się znudzisz, to sam będziesz musiał go prowadzić, prawda?
- Tak! Proszę Harry, mogę?
Skinąłem głową i z uśmiechem na ustach patrzyłem jak Leon pędzi po chodniku. Do sklepu mieliśmy niedaleko, dlatego też po niecałych piętnastu minutach, chłopczyk parkował swój pojazd pod marketem. Pomogłem mu przypiąć rower do stojaka. Trzymając go za rękę, ruszyłem przez market. Z koszykiem w jednej ręce i ręką Leona w drugiej, przechodziłem pomiędzy regałami sklepu w poszukiwaniu Nutelli.
- Musimy kupić jeszcze proszek, okej?
Kiedy kiwnął głową na zgodę, skierowałem się na dział z chemikaliami. Stanąłem przed półką wypełnioną różnego rodzaju proszkami i płynami do płukania, kompletnie nie wiedząc który lepiej kupić. Leon zaczyna od jutra treningi piłki nożnej, więc prawdopodobnie przyda mi się coś na odplamianie. Plamy z błota i trawy nie schodzą tak łatwo, o czym już zdążyłem się przekonać.
- Kurcze. - Przejechałem palcami po włosach, delikatnie ciągnąc za ich końce.
- Żona nie napisała, jaki chce proszek?
Odwróciłem głowę w stronę, jak się okazało wysokiej blondynki. Zlustrowałem ją wzrokiem. Zwiewna czerwona koszula na ramiączkach zawiązana w supełek tuż nad pępkiem, w którym dostrzegłem mały, srebrny kolczyk i obcisłe, krótkie spodenki ukazywały spory kawałek jej sztucznie opalonego ciała. Szare oczy podkreślone kredką i tuszem do rzęs i różowe usta. Nie była jakoś szczególnie ładna, mimo to postanowiłem odpowiedzieć.
- Nie mam żony.
- Nie mam żony.
Na te słowa, jej szare oczy zabłysnęły, a usta wygięły się w uśmiechu. Puściłem rękę Leona, który od paru minut ciągnął mnie w stronę działu z zabawkami.
- Samotny ojciec? - jej wzrok skierowany był na małego, który teraz niecierpliwie tupał nogami.
- To mój siostrzeniec. - wyjawiłem zgodnie z prawdą i wróciłem wzrokiem na półki z proszkiem. - Jutro zaczyna treningi i nie wiem jaki proszek powinienem wybrać, żeby wyprać jego strój.
Dziewczyna zachichotała i również spojrzała w stronę półek. Dokładnie tłumaczyła do czego najlepiej nadaje się dany proszek, a ja choć to wszystko wiedziałem i tak kiwałem z wdzięcznością. Po dziesięciu minutach bezsensownej rozmowy dziewczyna podała mi swój numer, który przyjąłem z szerokim uśmiechem.
- Zadzwoń. - cmoknęła w moją stronę i odeszła. Przez chwilę patrzyłem na kawałek papieru, w końcu umieszczając go w tylnej kieszeni.
- Chodźmy Leon. - Rozejrzałem się dookoła, jednak nigdzie go nie było.- Leon?!
O KURWA!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz